Nobunaga Concerto – odcinek 1

10397041_801497299894428_4743566596133018798_o

Gotowi na kolejną porcję brzydkiej animacji, uproszczonych projektów postaci i całej tej reszty, którą jedni nazwą oryginalną, a drudzy – paskudną? Tak właśnie prezentuje się kolejna wariacja na temat klasycznego „Jankesa na dworze króla Artura”, tym razem z typowym japońskim nastolatkiem, który trafia do Japonii ery Sengoku i przez wzgląd na podobieństwo, zostaje poproszony przez Odę Nobunagę o przyjęcie jego roli. A że chłopak olewał w szkole lekcje historii, to i właściwie nie ma pojęcia, w co się tak naprawdę wplątał…

Twórcy anime gwałcili erę Sengoku częściej niż chyba jakikolwiek inny okres w dziejach anime. Robiono już z niej haremówki, ecchi, science fiction… najmniej chyba było natomiast uczciwych produkcji historycznych, które pokazywałyby prawdziwe wydarzenia z tego jakże burzliwego okresu. To anime, mimo że osadzone w historycznych realiach, trudno jednak, już ze względu na postać głównego bohatera, za takie uznać. Do tego dochodzą babole wynikające choćby z niespójnej kreacji postaci. Fakt, że nastoletni mieszczuch wsiada na konia i jeździ na nim jakby to robił od zawsze ma tyle samo sensu, co posadzenie samuraja za kółkiem samochodu. Bohater raz zachowuje się jak totalny olewacz, by chwilę potem przemienić się w podchodzącego do wszystkiego bardzo poważnie władcę.

Grafika i animacja wywołają zapewne bardzo mieszane uczucia – mi osobiście zupełnie nie przypadły do gustu, ale kto wie, może poszukiwacze czegoś odmiennego od tego, co widzimy na co dzień, dostrzegą w tej inności coś intrygującego? Sama seria ma niewątpliwy potencjał, dlatego nie skreślałbym jej, bo na tle masowo produkowanej dziś papki jednak się wyróżnia. Ale czy sama oryginalność to wystarczający argument, aby poświęcić „Nobunaga Concerto” swój cenny czas? Tego nie byłbym już taki pewien…

Leave a comment for: "Nobunaga Concerto – odcinek 1"