Rokujouma no Shinryakusha!? – odcinek 1

10463856_800458996664925_8411747017967726331_o

Jeśli jakaś oferta wygląda za dobrze, żeby mogła być prawdziwa… To pewnie tak właśnie jest. Może Koutarou Satomi zlekceważył tę mądrość życiową, ale z drugiej strony wyjątkowo tanie mieszkanko luksusowe nie jest, więc niski czynsz wydaje się w miarę uzasadniony. Tyle że w obrębie zaledwie jednego odcinka do rzeczonego lokum zaczynają zgłaszać pretensje: duch młodziutkiej dziewczyny (z zamiarem zamieszkiwania tam w spokoju), coś w rodzaju magical girls (z zamiarem bronienia zgromadzonej tam magii przed niewłaściwym wykonaniem), wysłanniczka żyjącej pod ziemią rasy magów (z zamiarem zbudowania świątyni, a potem…) oraz kosmitka (z zamiarem podporządkowania sobie Ziemian). Wszystko wskazuje na to, że bohater będzie miał poważniejsze problemy niż cieknący kran czy nieszczelne okna…

Jeśli do tego stadka doliczyć nastoletnią gospodynię domu, w którym zamieszkuje bohater, a także prezeskę klubu robótek ręcznych, można powiedzieć, że wokół Koutarou w tempie błyskawicznym zgromadził się całkiem pokaźny harem. Trzeba jednak przyznać, że dziewczyny, przy całym zróżnicowaniu podejścia do życia (i bohatera), nie dają się na razie zamknąć w jednowyrazowych szufladkach, a to już coś. Poza tym w dobrych kilku miejscach odcinek mnie skutecznie rozśmieszył, więc jako komedia sprawdza się całkiem nieźle. Zawiera trochę elementów ecchi, ale na razie bardziej zasługujących na miano zwykłego fanserwisu niż wyróżnika określającego typ serii – zobaczymy, czy to nie ulegnie zmianie.

Na plus:
+ Żadna z dziewczyn nie zaczęła mnie irytować zachowaniem.
+ Bohater prezentuje zdrową asertywność (wystawienie intruza za drzwi) oraz równie zdrowy materializm (zgoda na odpłatną rezygnację z mieszkania – że transakcja nie doszła do skutku, to rzecz inna).
+ Sceny magicznych i technicznych ataków były zrobione raczej jak w serii przygodowej niż zwykłej haremówce. Oby było ich więcej.

Na minus:
– Trochę zbyt pospieszne wprowadzenie postaci.
– Zawiązanie fabuły metodą „błyskawicznie gromadzimy wszystkich w jednym miejscu” może zniechęcić osoby oczekujące ciut większej pomysłowości.

Podsumowanie: istnieją zagorzali fani SHAFT-u, Xebeca czy innego P.A.Works, a ja jestem hipsterką i od dłuższego czasu kibicuję studiu Silver Link. To, co „Rokujouma…” na razie pokazało, może być wstępem do sympatycznie zwariowanej komedii, ale tylko dla osób mających wysoką odporność na dużą liczbę dziwacznych pomysłów wepchniętych do jednej serii. Może fani „Kore wa Zombie desu ka?” się tym zainteresują?

Leave a comment for: "Rokujouma no Shinryakusha!? – odcinek 1"