Amagi Brilliant Park – odcinek 3

amagi02

Nie ukrywam, że z trzecim odcinkiem Amagi Brilliant Park wiązałam pewne nadzieje – oczekiwałam przyspieszenia akcji i sporo humoru towarzyszącego wprowadzaniu przez Kaniego zmian w dotychczasowym sposobie funkcjonowania Amaburi. Co zaś zaprezentowało KyoAni? Słaby, zupełnie nieśmieszny odcinek, zmontowany ze scen pozbawionych polotu, którego największym plusem dla widzów, zwłaszcza płci męskiej, okazać się może jedna ociekająca fanserwisem scena.

Cały odcinek skupia się na prezentacji strategii reklamowych, które nowy zarządca lunaparku planuje wprowadzić celem przyciągnięcia gości. Nie jest zaskoczeniem fakt, że pracownicy wesołego miasteczka nie są zachwyceni nadciągającymi zmianami. Kanie nie tylko chce przedłużyć czas pracy, zlikwidować wolne piątki i obniżyć ceny biletów. Idąc z duchem czasu, szybko dochodzi do wniosku, że darmową reklamę można zapewnić sobie również przez rozpowszechnienie w internecie filmików z udziałem obsługi Amaburi. Pierwszy z nich polega na prezentacji wszystkich uroczych pracownic odzianych w bardzo skąpe kostiumy kąpielowe – podskakując niczym rasowe cheerleaderki, informują one widzów o obniżce cen biletów. Szybko okazuje się jednak, że roznegliżowane panienki nieszczególnie trafiają do potencjalnych gości – czemu zresztą trudno się dziwić, skoro docelową ich grupę stanowią rodzice z małymi dziećmi… Szczęśliwie lepszy skutek odnosi drugi filmik, pokazujący, jak z pozoru słodki Moffle traci cierpliwość i nokautuje pewnego wyjątkowo aroganckiego i agresywnego klienta. Choć reakcje na filmik są różne, to jest ich dużo, co potwierdza tezę, że „nieważne, co mówią – ważne, żeby mówili”. Ostatecznie liczba gości odrobinę wzrasta, co dowodzi, że nasz przemądrzały protagonista być może faktycznie zna się na rzeczy.

I teoretycznie tak właśnie miał wyglądać ten odcinek, problem polega na tym, że czegoś w nim zabrakło – tej cudownej iskierki i tych emocji, które pozwoliłyby widzowi naprawdę wczuć się w wydarzenia prezentowane na ekranie. Zamiast tego dostajemy bardzo słaby i wtórny humor (serio, czy kogoś, kto ma więcej, niż 7 lat naprawdę może bawić tłuczenie ciągle tego samego gagu pod tytułem: „Moffle rzuca się z pięściami na Seyię, ten próbuje kontrataku, ale w tej chwili Isuzu strzela im obu w tyłek ze swojej magicznej broni”?) i stado bohaterów, którzy właściwie nie robią nic poza tym, że pałętają się nadąsani po swoim lunaparku. Jedynym jaśniejszym punktem jest Kanie, który odznacza się charyzmą i sporą inteligencją jak na protagonistę tego typu serii. Niestety reszta postaci po prostu nudzi – ciągle naburmuszony Moffle, mający ewidentny problem z opanowaniem agresji, Sento snująca się za Seyią z miną zbitego psa, za którą – jest to jasne jak słońce – kryje się jakiś smętny sekrecik, prawdopodobnie dotyczący wątłej królewny, i wreszcie sama wątła królewna, która z odcinka na odcinek robi się coraz bardziej marionetkową i irytującą bohaterką.

Niestety nie jest za dobrze. Po trzech odcinkach pozostaje mi powtórzyć to, co mówiłam po premierze – Amagi Brilliant Park to seria kierowana do fanów produkcji Kyoto Animation, którym do szczęścia wystarczy śliczna grafika, schematyczne i przewidywalne postaci oraz niezbyt wyszukana fabuła. Ot, kolejny kolorowy zapychacz czasu.

Leave a comment for: "Amagi Brilliant Park – odcinek 3"