Donten ni Warau – odcinek 1

Donten ni Warau1

Znacie to uczucie, kiedy dowiadujecie się, że jedna z Waszych ulubionych mang zostanie zekranizowana, prawda? Najpierw niekontrolowany wybuch radości – istne szaleństwo, które w pewnym momencie się kończy i zaczynamy  już na spokojnie zastanawiać się, co właściwe z tego może wyjść. Oceniamy możliwości, potencjał studia, ekipy oraz seiyuu i aż do momentu ogłoszenia liczby odcinków zastanawiamy się, czy będzie to jedynie reklama, czy może jednak pełnoprawna ekranizacja. W przypadku Donten ni Warau jest nadzieja, bo materiał źródłowy jest zakończony (a przynajmniej jego główna część) i ma jedynie sześć tomów, więc teoretycznie dwanaście odcinków powinno wystarczyć. Teoretycznie…

Jako fance mangi bardzo trudno było mi nie porównywać zawartości odcinka (i pewnie każdego kolejnego) z pierwowzorem. Na pierwszy rzut oka jest to całkiem niezła ekranizacja pierwszego rozdziału, ale tu i ówdzie pojawiają się mniej lub bardziej znaczące zmiany – najprawdopodobniej umotywowane potrzebą wciśnięcia całego materiału w przewidziany czas ekranowy, ale mimo że znaczną część stanowią drobiazgi, to jednak burzy to nieco strukturę całości.

No dobrze, to zobaczą osoby znające mangę, a co z pozostałymi? Czeka na nich (przynajmniej w tym odcinku) lekka i niezobowiązująca podróż do Japonii z II połowy XIX wieku, gdzie przy okazji westernizacji zepchnięto samurajów na margines społeczeństwa. Ci pełni dumy wojownicy nie chcą poddać się jednak rozkazom władz, które zmuszone zostają wybudować na środku jeziora Biwa specjalne więzienie dla najgorszych przestępców. Transportem skazańców zajmują się trzej bracia z rodziny Kumou, powiązani również z legendą o Orochim, który odradza się co trzysta lat, by siać chaos i zniszczenie. Znakiem jego niechybnego przybycia są gęste chmury, które zasnuły niebo nad Ootsu niemal rok wcześniej…

Przygoda, trochę tajemnic, magia i samurajowie – tematy wdzięczne i niezwykle nośne, z których przy odrobinie pomysłu można stworzyć naprawdę ciekawą historię. Nie inaczej jest w tym przypadku, aczkolwiek wszystko będzie zależało od tego jak studio Dogakobo poradzi sobie z przeniesieniem treści mangi na ekran. Technicznie jak na razie jest w miarę nieźle, choć ładne tła to nie wszystko i momentami miałam wrażenie, że animacja kuleje, a projekty postaci niestety nie umywają się do tych oryginalnych (co to za czerwień we włosach?), a ledwo słyszalna muzyka i wątpliwej jakości piosenka przy napisach (openingu chyba nie ma…) raczej nie polepszają sprawy.

Zobaczymy, czy anime okaże się dobrą ekranizacją i, co ważniejsze z polskiego punktu widzenia – czy zachęci niezdecydowanych do kupna mangi? Cóż, moje macki entuzjazmu nieco opadły, ale może nie będzie tak źle?

Leave a comment for: "Donten ni Warau – odcinek 1"