Ookami Shoujo to Kuro Ouji – odcinek 1

Ookami Shoujo to Kuro Ouji

Twórcy anime od wielu już lat kładą nam do głów, że do szkoły średniej idzie się przede wszystkim po to, by się zakochać pierwszą, niewinną i romantyczną miłością. Po drodze dobrze jest też zdobyć kilku przyjaciół, ale najważniejsza jest jednak miłość. Kiedy bowiem być romantycznym, jeśli nie w apogeum swego nastoletniego życia? Nie dziwi więc fakt, że co i rusz Japończycy raczą nas słodkimi, niczym wata cukrowa opowieściami o pierwszych miłostkach i związkach dorastającej młodzieży szkolnej. W ten nurt wpisuje się również seria Ookami Shoujo to Kuro Ouji, czy raczej wpisywałaby się, gdyby nie fakt, że dostajemy tu tak pokrętną i wypaczoną wizję romantyzmu, iż powstaje obawa jakoby twórca tej historii posiadał nie do końca zdrowe preferencje dotyczące związków damsko-męskich. Nie jest to może poziom Diabolik Lovers, gdyby jednak protagonista był przy okazji wampirem, nie wiadomo, jak by się to mogło skończyć…

Erika Shinohara, jak setki jej podobnych, szkołę średnią rozpoczyna martwiąc się przede wszystkim o to, czy uda jej się znaleźć przyjaciół. W wyniku splotu nieszczęśliwych wypadków, spóźnia się do szkoły pierwszego dnia i rzutem na taśmę udaje jej się dołączyć do dwóch dziewczyn, które jeszcze nie przynależą do żadnej większej grupki w klasie. Rzecz w tym, że Erika niewiele ma wspólnego z nowymi koleżankami – obie, dość wyzywające w wyglądzie, zajmują się głównie dyskutowaniem na temat swoich starszych, bardziej doświadczonych chłopaków. Erika, która jak się dowiadujemy, ma skłonności do „naginania rzeczywistości do własnych potrzeb” (lub mówiąc wprost – bezwstydnego łgania), postanawia za wszelką cenę dopasować się do przyjaciółek i zaczyna karmić je niestworzonymi historiami o swoim przystojnym chłopaku o dość wyuzdanych preferencjach seksualnych – chłopaku, którego nawiasem mówiąc, nie posiada. Jak powszechnie wiadomo, kłamstwo ma krótkie nogi i gdy koleżanki zaczynają podejrzewać, że są oszukiwane, Erika wpada na pomysł, by zaprezentować im niezaprzeczalny dowód prawdziwości swoich słów – zdjęcie przystojniaka, którego zauważyła pewnego dnia na ulicy i którego przedstawia jako swojego chłopaka. Problem polega na tym, że ów czarujący książę, o czym Erika nie ma pojęcia, jest uczniem tej samej szkoły, co uświadamia jej jedna z przyjaciółek. Bohaterka nie ma wyboru (przyznanie się do kłamstwa wszak nie wchodzi w grę, prawda…?) – opowiada o swojej sytuacji Kyouyi Satcie, gdyż tak nazywa się książę, a ten, ku jej zaskoczeniu zgadza się udawać jej chłopaka. Czyżby więc był nie tylko przystojny, ale i miłosierny? Nic z tego. Kyouya to tak naprawdę szalony sadysta, którego kręci posłuszeństwo, jakim psy darzą swoich właścicieli, dlatego też proponuje Erice, że zgodzi się na jej grę, pod warunkiem, że ta zostanie jego dziewczynką… przepraszam, pieskiem na posyłki. Co w tej sytuacji robi normalna dziewczyna? Daje delikwentowi w ryj, odwraca się na pięcie i wypija piwo, które naważyła sobie u koleżanek. Co jednak robi bohaterka tego wątpliwej jakości shoujo? Zgadza się zostać podnóżkiem sadystycznego księcia i od tej pory spełnia każde jego życzenie. I tak, proszę państwa, zaczyna się ta jakże romantyczna wizja nastoletniego romansu…

Pamiętacie, jak Taiga postanowiła uczynić z Ryoujiego swojego psa? Już w Toradora mogło to być lekko niesmaczne i irytujące, prawda? Tutaj wydaje się to jeszcze bardziej niepokojące. Pomijam już jakiekolwiek aspekty moralne, romantyczne, czy (jadąc z grubej rury) feministyczne – chodzi o to, że póki co nie sposób sympatyzować z tymi bohaterami. Erika jest po prostu płytką idiotką, która dba wyłącznie o pozory i w imię ich utrzymania, zgadza się by nieznajomy chłopak traktował ją jak śmiecia, zaś Kyouya to chamski typ, który sądzi, że ze względu na ładną buzię, ma prawo znęcać się psychicznie nad innymi ludźmi. Naprawdę trudno którekolwiek z nich polubić – niemożliwe jest również współczucie Erice, gdyż sama zgadza się na takie, a nie inne traktowanie. I żeby to jeszcze było chociaż zabawne. Nie wiem – jeśli kogoś bawi widok nastolatki robiącej z siebie kretynkę, tudzież blond-playboya, który w ciągu kilku sekund przemienia się z czarującego księcia w sadystycznego buca, może odnajdzie tu chociaż trochę rozrywki. Przyznam, że ja nie mogę się zaliczyć w poczet tej grupy.

Niestety produkcja ta nie może się również pochwalić zbyt wysokim budżetem – uproszczona animacja, uboga kolorystyka, postaci, które wyglądają, jak wycięte nożyczkami i naklejone na dość toporne tła… Oczy co prawda nie bolą, ale nic ich tu też specjalnie nie raduje.

Zdaje się więc, że po całkiem przyjemnym Ao Haru Ride z sezonu letniego, jesienią przyjdzie nam się zmierzyć z romansem szkolnym w najsłabszym wydaniu.

Leave a comment for: "Ookami Shoujo to Kuro Ouji – odcinek 1"