Nanami, dzięki pomocy tajemniczego boga (który wcale, ale to wcale nie wygląda jak Mikage), odnajduje budynek, w którym odbywa się uczta. Zanim jednak bogini z przypadku zdążyła chociażby usiąść, została „zaatakowana” wielką prośbą przez gospodarza zgromadzenia, Oukuninushiego. Cóż, problem okazuje się dość palący – ponieważ bóg strzegący bramy łączącej świat żywych i umarłych aktualnie świetnie bawi się na uczcie, rzeczona brama pozostaje niechroniona. Pech chciał, że jakiś silniejszy demon otworzył przejście i na świat wydostają się paskudztwa, które powinny grzecznie siedzieć pod kamieniem. Zadanie Nanami polega na ponownym zamknięciu bramu, ale że jest nowicjuszką, zostaje jej przydzielony przewodnik w osobie bardzo nieszczęśliwego z tego powodu Otohiko. Na miejscu dziewczyna faktycznie spotyka wredne demoniszcze oraz… enigmatycznego osobnika, którego poznała w parku. Niestety sytuacja szybko wymyka się spod kontroli i Nanami wraz Kirihito (imię pana w czerni) lądują po drugiej stronie bramy.
Tymczasem stęskniony Tomoe postanawia wybrać się do tanuczego domu uciech!
Chociaż atmosfera zagęszcza się z odcinka na odcinek, nadal dominuje ciepły i radosny nastrój. Istotny jest fakt, że powoli dowiadujemy się coraz więcej o Kirihito i jego związku z Tomoe, a także co nieco o jego planach. Co ciekawe, na razie wspólne przygody teoretycznego antagonisty i Nanami do złudzenia przypominają początkowy etap znajomości dziewczyny i jej srebrnowłosego sługi – tak, proszę to uznać za komplement. Poza tym dostajemy niezwykle barwną i sympatyczną zgraję bogów, którzy na razie nie traktują Nanami poważnie, ale znając życie, wkrótce się to zmieni. Nie bardzo wiem, co mam myśleć o Oukuninushim – wydaje się uroczy i miły, i chociaż od razu widać, że mamy do czynienia z kombinatorem, na razie nie sprawia wrażenia wrednego manipulatora. Nie do końca podoba mi się jednak jedna rzecz, a mianowicie ograniczenie roli Tomoe do statysty – no dobrze, to zabawne widzieć, jak sfrustrowany musi udawać Nanami w szkole, i jak szlag go trafia od bezczynnego siedzenia w świątyni, ale są to zaledwie migawki. Stęskniłam się za bohaterami i trochę mi żal, że po tak długim okresie oczekiwania na kolejną serię na razie muszę oglądać głównych bohaterów osobno.
Więcej zastrzeżeń nie mam! Nie wiem w jakim kierunku pójdzie seria, nie trzeba znać mangi, by domyślić się, że Tomoe chowa kilka tajemnic, a jego życie nie zawsze było usłane różami, ale na razie trudno mówić o nagłej zmianie klimatu. Jest puchato i radośnie, nowe postaci idealnie uzupełniają się z już znanymi, a potężna dawka humoru skutecznie podnosi poziom endorfin we krwi. Cóż, mimo kilku tragicznych przeszłości, nie sądzę, by anime miało utonąć w morzu łez i rozpaczy – jest bardzo dobrze i tego się trzymajmy!
super :) mam nadzieje, że będziesz kontynuowała, bo świetnie się czyta :) Czekam na nowe wpisy i pozdrawiam :)