Sengoku Musou – odcinek 2

Twórcy jakby zorientowali się, że w pierwszym odcinku przesadzili z liczbą nowych postaci. Aby przekonać nas, że mają wszystko pod kontrolą, w tym odcinku postanowili wprowadzić ich JESZCZE WIĘCEJ. Brawo! W ostatniej scenie poprzedniego odcinka Totoyomi Hideyoshi, ku mojemu wielkiemu brakowi zaskoczenia, został otruty, a na początku omawianego odcinka zmarł. Narzucające się pytanie – kto i dlaczego go otruł, zostało tutaj kompletnie zignorowane, co nie najlepiej świadczy o przyszłości fabuły. Zamiast tego podwładni Toyotomiego podzielili się na 2 obozy, które, jeśli dobrze wyczuwam prądy fabularne, będą się ze sobą tłuc przez resztę serii, ku finałowi znanemu z kronik historycznych, czyli bitwy pod Sekigaharą. Jak powstał konflikt? Aby odpowiedzieć na pytanie, musiałbym wiedzieć o bohaterach zdecydowanie więcej, niż wiem. Kilka scen sugeruje, że poszło głównie o ambicje i brak zaufania, ale jakiejkolwiek głębszej analizy tu nie szukajcie.

Wszyscy się wszędzie kłębią.

 

Oprócz tego pojawił się Dramat, czyli opowiedzenie się braci Sanada po dwóch stronach świeżo utworzonej barykady. Przyczyną Dramatu są, jak to w anime, absurdalne trudności komunikacyjne. W sytuacji, kiedy każdy głupi widzi, że szykuje się konflikt, braciszkowie postanawiają zignorować temat, rozdzielić się, po czym próbować się nawzajem przekonać, kiedy jest już zdecydowanie za późno. Ich argumenty nie wykraczają przy tym poza: „Uważam, że wygra A, więc poparcie go będzie dobre dla klanu.” oraz „Tak, ale B ma rację, powinniśmy poprzeć jego”. Dlaczego A miałby wygrać i dlaczego B ma rację, tego widz nie wie, i już się raczej nie dowie.

SMbrothers

Nagły powiew wiatru wpada przez okiennice. Płomienie świec trzepocą. Dramat.

A, narzekałem wcześniej, że kiepsko tu z bitwami, jak na ekranizację gier skoncentrowanych wyłącznie na nich. Chyżo donoszę, że w drugim odcinku nie ma żadnej, ani w ogóle żadnej akcji. Są rozmowy i budowanie nie wiem czego. Narracja skacze bez przerwy od postaci do postaci, jest trochę o wszystkim, wszystko o niczym… Pojawiają się też koszmarnie zbędne retrospekcje z historii klanu Sanada, dotyczące wydarzeń z wcześniejszych gier oraz ich dzieciństwa. Oj, „wcześniejszych gier” – tak tylko mi się tylko powiedziało, przecież anime to twór niezależny od tych produkcji, prawda? Prawda?!

Reprezentacja graficzna miłości braterskiej.

Moje nadzieje związane z tą serią słabną. Można z tego było zrobić radosną naparzankę pławiącą się we własnej absurdalności (nie odchodząc daleko: vide Sengoku Basara), można było zrobić wciągającą polityczną intrygę pławiącą się w osobowych i terytorialnych przetasowaniach (odchodząc daleko: vide Pieśni lodu i ognia). W czym pławi się ten serial – nie mam pojęcia i jeśli szybko się nie dowiem, to pozostanie mi spisać ten galimatias na straty.

Leave a comment for: "Sengoku Musou – odcinek 2"