Yuri Kuma Arashi – odcinek 2

[HorribleSubs] Yuri Kuma Arashi - 02 [480p].mkv_snapshot_12.33_[2015.01.13_21.25.44]

 

Pierwszy odcinek Yuri Kuma Arashi wywołał burzę (nomen omen) opinii, od skrajnie pozytywnych po skrajnie negatywne. Spora część wypowiadających się zakładała jednak, że w przypadku takiej serii trudno jest wystawiać ocenę po jednym odcinku. Dostaliśmy zatem drugi. Czy to wystarczy?

Nie byłbym pewien. Choć popycha on nieco do przodu fabułę i dostarcza kilku istotnych informacji, nie odpowiada na zasadnicze pytanie – czym tak naprawdę to anime ma być? Widzimy w dużej mierze to, co widzieliśmy poprzednio, z tym, że jesteśmy już bogatsi o wiedzę na temat świata. Tym, co potwierdza się momentalnie, jest sprawa erotyki – to anime idzie w nią wyraźnie, oczywiście bez wulgarności naturalnej dla serii ecchi czy borderline hentai, jednak jest jej tu sporo i to dość dosłownej, nie tylko symbolicznej. W połącznie z dość „kjutnymi“ projektami postaci przywodzić to może na myśl produkcje à la Sakura Trick, co zdecydowanie dobrą rekomendacją nie jest. Niejako w opozycji do tego stoją detale – odcinek ten rzuca ich jeszcze większą ilość niż pierwszy. Pełno tu ozdóbek, bajerków, ornamentów, a nawet takich perełek, jak zdjęcie upamiętniające atak z Sankebetsu, gdzie w 1915 roku niedźwiedź zabił siedem osób (gdyby ktoś pytał o rzeczywiste inspiracje do tej serii, to ma odpowiedź).

Kureha wydaje się nadal mocno pogubiona i stara się pozbierać po zaginięciu Sumiki. Lulu i Ginko mają na nią apetyt, więc przystępują do akcji, ale oto niespodziewanie pojawia się „czwarta do brydża”, która miała już na nie oko wcześniej. To Mitsuko Yurizono, którą widzieliśmy pod koniec poprzedniego odcinka. Ale i ona nie jest całkowicie wolna od pewnych układów, bo jest ktoś, kto do niej czuje miętę – Konomi, której pojawieniu się towarzyszy wir liści. Dla niej Kureha, budząca zainteresowanie Mitsuko, jest rywalką. A więc Lulu i Ginko polują na Kurehę, Mitsuko poluje na nie, Kureha zaś staje się celem dla Konomi… A jak to się wszystko skończy?

Niektórzy wskazują na nawiązania do Ataku tytanów, nazywając tę serię nawet Shingeki no Kuma. Coś w tym niewątpliwie jest, a ten odcinek na pewno doleje oliwy do ognia, jeśli chodzi o takie sugestie, zwłaszcza zaś jego finałowe fragmenty. Gdybym natomiast miał coś tej serii zarzucić – to pewną powtarzalność motywu. I nie chodzi o sam zabieg – ten bowiem nie jest sam w sobie niczym złym, jeśli jest sprawnie zrealizowany i widowiskowy. Tutaj natomiast mam wrażenie (być może mylne, ale…), że mamy bajerki dla bajerków, udziwnienie dla udziwnienia, ale bez głębszego sensu.

Niemniej, drugi odcinek oglądało mi się niemal równie dobrze co pierwszy. Jest tu bowiem nadal ten sam charakterystyczny klimat, który sprawia, że nie nacisnąłem ani razu przycisku „pauza“, nie wyszedłem wyłączyć gotującej się wody ani nie zajrzałem w trakcie oglądania na IRC. Oczywiście, to co jedną osobę zachwyca, drugą może śmiertelnie wynudzić – niejeden raz zdarzało mi się już słyszeć o zachwalanych przeze mnie seriach, że są nudne.

Yuri Kuma Arashi nie kipi akcją, fabuła wydaje się snuć leniwie wśród opadających liści i płatków, a nastrojowa melodia (vide śliczny fragment z pozytywką) podkreśla jedynie, że to nadal cisza przed burzą. Jak długo jeszcze potrwa? Tego nie wiem. Ale mimo wszystkich uwag czuję, cytując Kubusia Puchatka, że to bardzo misiowa seria.

Leave a comment for: "Yuri Kuma Arashi – odcinek 2"