Kakyoin dochodzi do zdrowia w szpitalu, ale nasi dzieli podróżnicy nie zatrzymują się na dłużej, gdyż czas nagli. Pozostawiają towarzysza na kilka dni i postanawiają, że dołączy do nich w późniejszym terminie.

Tymczasem w okolicy kilku tubylców znajduje tajemniczy, porzucony miecz. Okazuje się on źródłem mocy Standu Anubisa, dającego posiadaczowi możliwość przecięcia dosłownie wszystkiego. Opętany pechowiec rusza do walki z Polnareffem, i tak dwóch szermierzy toczy krótki, ale zacięty pojedynek.

W porównaniu do poprzedniego, komediowego odcinka, czwarty jest już bardziej klasycznym zestawem wszystkich zalet i wad JoJo. Pozytywem jest skrócenie potyczki do minimum i skupienie się na knuciu i budowaniu pełnej napięcia atmosfery, o wiele bardziej wciągającej niż zwyczajne mordobicie na pustyni. Oczywiście na drodze ku finałowej konfrontacji bez rękoczynów jeszcze wiele razy się nie obejdzie, ale miło, że o rozbudowywaniu scenariusza także się nie zapomina.