Dragon Ball Super – odcinek 1

dragon

5 lipca miało miejsce prawdziwe święto dla wszystkich miłośników Dragon Balla: premiera pierwszego odcinka nowej serii. Po osiemnastu latach anime to wraca na antenę z nowym materiałem filmowym. I to w odróżnieniu od (obecnie już niekanonicznego) Dragon Ball GT, autoryzowane przez samego ojca tego tytułu, Akirę Toriyamę.

Alfred Hitchcock powiedział kiedyś, że film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, a potem napięcie ma stopniowo rosnąć. O Dragon Ball Super nie da się tego w żaden sposób powiedzieć. Seria zaczyna się dość nudno, od przypomnienia wydarzeń z serii Z oraz skasowania serii GT. Przenosimy się więc w czasie do okresu walki z Majin Buu, a dokładniej momentu, gdy ta została zakończona. Życie na Ziemi toczy się w sielskim spokoju: Mr. Satan użera się z Buu, nieletni Goten i Trunks wygłupiają się, Gohan romansuje z Videl, gdzieś z tyłu mruga Piccolo, czyli stary dobry Szatan Serduszko (plotka głosi, że autor tego tłumaczenia nie zażywał LSD, ale ja w nią nie wierzę), Goku natomiast pracuje w polu. O ulubieńcu wszystkich Vegecie nie wiadomo na razie niczego, ale podejrzewam, że pojawi się na ekranie najdalej za dwa odcinki.

dragonball4 dragonball1

Gdzieś w tle i po cichu przemyka się prawdopodobny przyszły wróg w postaci tajemniczego, rozwalającego planety kociska, z którym wyraźny problem mają znani z końca serii Z bogowie.

Internetowe źródła wskazują na to, że fabuła będzie w jakiś sposób związana z debiutującym dwa lata temu filmem kinowym Dragon Ball Z: Kami to Kami. Prawdę mówiąc, nie jestem w stanie tego zweryfikować, gdyż na razie niewiele widzieliśmy naszego przeciwnika (można go było obserwować przez raptem trzydzieści sekund), ale faktycznie był on podobny do antagonisty z wymienionego filmu. Prawdopodobnie więc będziemy mieć do czynienia z rozszerzoną wersją wcześniejszej fabuły. Czyli chyba jest dobrze, bowiem akurat ta seria zawsze lepiej wypadała w dłuższych formach. Kami to Kami natomiast ma dobrą opinię wśród jej fanów, czego nie można powiedzieć o każdym filmie z tego uniwersum.

Jeśli chodzi o oprawę audiowizualną, to nowa seria wita nas w sposób niezbyt życzliwy, od scen na żywca wyciętych ze starej serii z lat 90. Od razu widzimy więc, jaki postęp w technice graficznej oraz płynności animacji przez ten czas się dokonał. Zanim zdążymy się przyzwyczaić do archaicznej oprawy, zostajemy przeniesieni do nowego materiału , który tylko potęguje szok. Szkoda trochę, że autorzy nie poświęcili odrobiny czasu i nie nakręcili tych kilku pierwszych minut od początku, tym bardziej, że ilość materiału nie była duża.

Jeśli chodzi o pozostałą część odcinka, to grafika jest na przyzwoitym, znośnym poziomie, lecz nie zachwyca. Niekoniecznie jest to zarzut, bowiem przez cały odcinek oglądamy głównie życie rodzinne, a powiedzmy sobie szczerze: nie był to najatrakcyjniejszy motyw serii Z, ani też jej gwóźdź programu. To jest anime o kopaniu się po ryjach i wysadzaniu planet, a nie jakieś okruchy życia. Prawdę mówiąc, nie spodziewam się, by w przyszłych odcinkach sytuacja radykalnie się poprawiła, Dragon Ball nigdy bowiem piękny nie był. Mam jednak nadzieję, że z mankamentami poradzi sobie tak jak poprzednio: przesłaniając je odpowiednio dużymi eksplozjami, powoli rozwiewającymi się kłębami dymu i ujęciami na zadziwione twarze bohaterów.

unnamed

Podsumowując: pierwszy odcinek trudno nazwać genialnym albo też zapierającym dech w piersiach. Niemniej dla mnie stanowił całkiem sympatyczne zaproszenie do obejrzenia serii i zapowiedź udanej podróży sentymentalnej do dzieciństwa i świata Saiyan oraz superwojowników.

Ciekawe, ile odcinków tym razem będzie wybuchała planeta Namek?

Leave a comment for: "Dragon Ball Super – odcinek 1"