Monster Musume no Iru Nichijou – odcinek 1

[HorribleSubs] Monster Musume no Iru Nichijou - 01 [720p].mkv_snapshot_00.32_[2015.07.07_22.07.52]

Są takie serie, o których od samego początku można jasno powiedzieć – będzie się to oglądało albo się przed tym ucieknie najdalej jak się tylko da. Reklamowana jako jedna z najbardziej kopniętych produkcji ecchi ostatnich lat, manga Monster Musume no Iru Nichijou była tego świetnym przykładem. Wbrew (a może i dzięki) temu okazała się hitem sprzedażowym tak w Japonii, jak i na świecie, zatem adaptacja anime wydawała się kwestią czasu…

Bałem się tego anime. Nie, nie dlatego, że nie wiedziałem, czego się po nim spodziewać. Mangę śledziłem i podobała mi się. I właśnie stąd moje obawy, bo doświadczony wieloma kaszanistymi adaptacjami eroge oraz ecchi, spodziewałem się najgorszego, tzn. kiepskiej grafiki, cenzury zasłaniającej połowę ekranu, dopychania całości niepotrzebnymi dodatkami i ogólnej biedy, zwiastującej, iż anime jest tylko przydługawą reklamówką pierwowzoru.

Tym chętniej spieszę donieść, że animowane Monmusu jest wolne od większości tych wad. Opowiastka o chłopaku, który w wyniku pomyłki dostaje pod swój dach lamię, nie traci niczego z frywolnego, ale i autentycznie zabawnego ducha oryginału. Dla tych, którzy o Monmusu nie słyszeli (są tacy?), mały skrót – świat identyczny z naszym, w którym obok ludzi egzystują istoty mityczne – lamie, centaury, syreny i reszta bajkowo-legendarnej menażerii. Po latach ukrywania tego faktu przez rządy, rzecz zostaje oficjalnie ogłoszona, a przedstawicielki tychże ras powoli wkraczają w świat ludzi. W ramach wymiany międzynarodowej mieszkańcy Japonii mogą pod swoje dachy przyjąć niektóre z nich.

Chociaż Kurusu Kimihito nie pchał się do tej zabawy, w wyniku pomyłki kompetentnej jak polski urzędnik panny Smith chłopakowi została dostarczona pod dach biuściasta lamia o imieniu Mia. Nasz bohater nie miał serca jej wywalić, więc zgodził się zostać jej opiekunem. Oczywiście, musiał podpisać całą masę papierków, z których jednym z najważniejszych jest zakaz kontaktów seksualnych z dziewczyną. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić, szczególnie że Mia, jak na lamię przystało, do pruderyjnych ani nieśmiałych nie należy, zaś dobroć, jaką okazał jej Kurusu, interpretuje w sposób najbardziej oczywisty.

Monster Musume no Iru Nichijou to komedia erotyczna – dosłownie. W żadnym razie nie hentai, nawet jeśli czasami skacze w tym kierunku. Komedia, gdyż całość ma lekki, komediowy charakter, a wszystkie w zasadzie sceny kończą się humorystycznymi suspensami. Erotyczna, gdyż osiemdziesiąt procent ww. żartów ma charakter erotyczny – i to trzeba zaakceptować, jeśli chce się oglądać to anime. Ale w żadnym wypadku nie oznacza to że jest to anime złe – w swojej klasie jest bowiem produkcją bardzo udaną, niemal wzorcową. Czemu?

Po pierwsze, jest zabawne. Humor, choć oczywisty, jest niewymuszony, a niektóre żarty potrafią przyjemnie zaskoczyć (vide twitter). Bohaterowie dają się lubić właśnie przez to, że nie próbowano nawet tworzyć ich serio – Mia jest rozkoszna w swej naiwności, wręcz głupkowatości, a powtarzane co i rusz „darling“ przywodzi od razu na myśl jedną z najsłynniejszych dziewczyn „nie z tej ziemi“ w dziejach anime – Lum Invader z Urusei Yatsura. Pani Smith jest tak uroczo niekompetentna w większości sytuacji, a kompetentna w nielicznych, że polskiemu widzowi momentalnie staje przed oczami wizerunek naszej biurokracji. Główny bohater ma zaś w sobie trochę z typowego bohatera takich serii, ale też i pewne cechy, które go wyróżniają. Nie jest ani zboczonym świrem, ani nieśmiałym ciapą o złotym sercu – jeśli ktoś będzie miał wątpliwości względem tego ostatniego, to polecam obejrzeć finał odcinka.

Muszę pochwalić grafikę – zrobioną ładnie, bez oszczędności i skrótów, choć pewnie i bez wodotrysków czy efekciarstwa. Przyzwoity standard, choć dziś to i tak dużo. No i co nie bez znaczenia – żadnej cenzury. Oczywiście, zawiedziony będzie ten, kto liczy tu na hardkor – wówczas od razu lepiej sięgnąć po gry z serii Monstergirl Quest, od których cały ten hype się zaczął. Nota bene, twórcy złapali u mnie plusa za scenę z gier w typie starych jRPG.

Nie wiem, jak wy, ja lubię openingi śpiewane przez obsadę – taki też dostajemy tutaj. Piosenka nie jest niczym więcej niż typowym j-popem, ale słucha się jej przyjemnie, zaś wykonują ją seiyuu z głównego haremu. Ciekawostką jest natomiast ending, śpiewany przez dziewczyny z brygady antyterrorystycznej. Ciekaw jestem, czy oznacza to ich większy udział w fabule niż w mandze…

Leave a comment for: "Monster Musume no Iru Nichijou – odcinek 1"