W drugim odcinku Sore ga Seiyuu! poznajemy lepiej sytuację życiową Futaby – inne prace, których się podejmuje, jak również sposób działania agencji seiyuu, która ją zatrudniła. Nie będę tego streszczać, niech każdy sam się przekona. Na szczęście twórcy idą w stronę, która bardzo mi odpowiada, i nadal najważniejsza jest jej praca aktorki głosowej. Nie ogranicza się to też do pracy cały czas nad jednym anime. Przy okazji castingu, na który wybiera się główna bohaterka,serwowane zostają nam kolejne ciekawostki na temat tej branży. Jestem absolutnie zachwycona pomysłem występowania w anime słynnych seiyuu we własnej osobie! Niezależnie od tego, jakiej jakości będzie fabuła i zachowanie bohaterów w dalszej części, już samo to wystarczy, bym raczej nie zrezygnowała z oglądania tej serii do końca. W tym odcinku spotkamy… Hiroshiego Kamiyę – grał on na przykład Izayę w Drrr! czy tytułowego bohatera Natsume Yuujinchou. Jeśli jego zachowanie w tym odcinku jest chociaż po części zgodne z rzeczywistością, jestem przekonana że teraz jeszcze bardziej przybędzie mu fanek.

Hiroshi Kamiya desu!

Wydaje mi się też, że poprawiło się zachowanie głównej bohaterki – nie jest już taką chodzącą porażką i fajtłapą, jak w pierwszym odcinku. Oby tak dalej, bo od razu oglądało się to przyjemniej. Krótko mówiąc: jest ciekawie i jestem zaskoczona, że te 24 minuty mijają mi aż tak szybko. Można się zastanawiać, czy twórcom przez 13 czy 24 (bo jeszcze nie wiadomo, ile będzie miała seria, ale obstawiam to pierwsze) nie skończą się tematy. Jednak końcówka tego odcinka i propozycja, jaką dostają bohaterki udowadnia, że autorzy są wystarczająco pomysłowi. Miejmy nadzieję, że to się nie zmieni.