Dance with Devils – odcinek 1

Dance With Devils - 01 - Large 17

Kiedy ostatnim razem firma Rejet, specjalizująca się w tworzeniu gier skierowanych do spragnionych widoku młodych bishounenów dziewcząt, wkroczyła w świat anime, powstało to to. To to dostało nawet kontynuację… Przyznam, że gdy usłyszałam o powstaniu Dance with Devils, kolejnego dziecka, w spłodzeniu którego brał udział Rejet, poczułam przerażenie przemieszane z niezdrową fascynacją – czy uda się stworzyć coś jeszcze gorszego niż Diabolik Lovers, czy może opowieść o żądnych krwi sadystach jest już dnem, którego żadna inna seria otome nie przebije?

Odpowiedzi na to pytanie po pierwszym odcinku Tańca z Diabłami (myślę, że spokojnie można by było zrobić z tego nowe show muzyczne na potrzeby jakiejś podrzędnej stacji telewizyjnej) nie udało mi się co prawda uzyskać, ale absolutnie nie jest tak, żebym była „rozczarowana” poziomem tego zjawiska.

Na początek dostajemy skąpaną w mrocznej gotyckiej atmosferze scenę, w której wątła heroina w chabrowej sukni przemierza korytarze równie mrocznego gotyckiego zamku przy akompaniamencie chóralnych (mrocznych i gotyckich przy okazji) pieśni. To jednak jeszcze nie właściwa akcja, a coś na kształt zapowiedzi, tudzież majaczeń spaczonych umysłów twórców tego wiekopomnego dzieła.

Właściwa akcja rozpoczyna się, gdy Ritsuka Tachibana zaczyna kolejny zwykły (jak zapewne jej się wydaje, niewieście naiwnej) dzień swojego szkolnego życia – robi śniadanie, gawędzi z mamą, śpiewa piosenkę o księciu z bajki (sic!), spotyka się z koleżankami, by z zaskoczeniem otrzymać wiadomość, że po przyjściu do szkoły ma się natychmiast stawić w bibliotece, w której urzędują członkowie rady uczniowskiej. Takie wezwanie zdaje się nie lada wyróżnieniem, gdyż dziewczę od razu trafia na języki wszystkich uczniów szkoły. Gdy Ritsuka zmierza do biblioteki, po raz kolejny zostajemy poczęstowanymi kawałkiem śpiewająco-tanecznym, tym razem w wykonaniu czterech członków rady uczniowskiej, rzecz jasna biszy różnych typów urody i obejścia. I o co właściwie chodzi z tym śpiewaniem? Czy ta seria, oprócz tego, że chce udawać romans, historię nadprzyrodzoną i thriller, to jeszcze musical? Tak to w gruncie rzeczy wygląda. Czy tendencja do okazyjnych popisów wokalnych ze strony obsady się utrzyma, czy był to jednorazowy wyskok? Tego dowiemy się zapewne w drugim odcinku. Na razie pozostaje docenić absurdalny bonus i fakt, że dzięki niemu Dance with Devils wspina się na nowy poziom żenady.

Tańczą, śpiewają i deprawują – przegląd bisznych diabłów

Gdy już bisze kończą marnej jakości popisy wokalne, naskakują na Ritsukę i oskarżają ją o łamanie regulaminu szkoły – dziewczę jednak udaje, że ona nie z tych, co dają sobie robić wodę z mózgu (na razie jeszcze udaje – daję jej maks. 3 odcinki, aż zarzuci te bezcelowe próby okazywania niezależności i charakteru) i odżegnuje się od zarzutów. Wówczas przewodniczący rady, niejaki Rem Kaginuki (blondasek w niebieskim surducie), próbuje Ritsukę zahipnotyzować, opętać, czy co tam jeszcze może osiągnąć dzięki ewidentnie mrocznym i nadprzyrodzonym mocom, ale nie udaje mu się to z powodu wisiorka z werbeną, którą co poniedziałek wymienia dziewczynie matka. Rodzicielka widać nie w ciemię bita, swoją porcję adaptacji otome obejrzała i wie, że na młode, niewinne uczennice szkół średnich czyhają wampiry i inne rodzaje zboczeńców, których odstraszyć można za pomocą magicznego zielska. Ritsuka wychodzi z opałów obronną ręką, nie trzeba jednak mówić, że ów niespodziewany pokaz suwerenności tym silniej rozbudza zainteresowanie ze strony bisznych diabłów.

Po powrocie ze szkoły, heroina odkrywa, że ktoś włamał się do jej domu i uwięził jej matkę. Zdrowy rozsądek, który – o dziwo! – Ritsuka zdaje się posiadać, każe jej natychmiast wezwać policję. Niestety, gdy służby mundurowe przybywają na miejsce, nagle okazuje się, że dom jest w stanie nienaruszonym – ani śladu grabieży, którą dziewczę widziało na własne oczy. Śladu nie ma też po matce, ale jako że nic nie wskazuje, by doszło do napadu, policja poleca dziewczęciu grzecznie czekać na powrót rodzicielki. Zrozpaczona Ritsuka dzwoni do brata (który jest, zdaje się, jakimś księdzem czy innym kapłanem – bisznym, rzecz jasna), a ten każe jej przenocować u koleżanki. W drodze do jej domu dziewczę zostaje napadnięte przez widzianych wcześniej włamywaczy, ale z rąk oprawców ratuje ją nie kto inny, jak Rem Kaginuki. Obraca rzezimieszków w proch (dosłownie, dosłownie) i zabiera Ritsukę do swej posiadłości, gdzie odbywają krótką rozmowę o mrocznych sekretach szkoły, m.in. obecności w niej czcicieli złych mocy. Ritsuka, jako wnuczka okultysty, posiada niemałą wiedzę na tematy mroczne i nadprzyrodzone i to prawdopodobnie z tego powodu jej dom i rodzina padają ofiarą nietypowych prześladowców.

Co to będzie, co to będzie? Drętwo będzie, mrocznie będzie. Po pierwszym odcinku Dance with Devils nie zaskakuje – mamy prostackich bohaterów, naciąganą intrygę w tle, nieudolnie wykluwające się wątki pseudo-romantyczne, kiepską animację i koszmarne piosenki w wykonaniu seiyuu. Zdaje się, że wcześniejsze doświadczenia z seriami otome, szczególnie zaś z Diabolik Lovers, osłabiły moją wrażliwość na tego typu gnioty. Jeszcze żeby poświęcono więcej uwagi biszom i to na nich skupiono akcję, jak było chociażby w Kamigami no Asobi, może by to jakoś uszło w tłoku – tutaj jednak w centrum uwagi znajdują się intryga i fabuła, których jakość jest na razie tak marna, że całość zwyczajnie nudzi i męczy.

Comments on: "Dance with Devils – odcinek 1" (2)

  1. Ej, a mnie się podobało. To stoi co najmniej kilka klas wyżej niż DiaLo, którego nie jestem w stanie oglądać na trzeźwo… Poczekam, aż wyjdzie całe.

  2. Mi właśnie pierwszy odcinek przypadł do gustu, w jakiś dziwny sposób przypominał mi parodię Disneya; śpiewanie co jakiś czas o tym, że się szuka księcia, piosenka na początku odcinka itp. Z drugiej strony za każdy jak widziałam rade uczniowską (minus blondyn) to przewracałam oczami. Ogólnie po pierwszym odcinku mam dużo lepszy humor niż po DL lub Amnesti

Leave a comment for: "Dance with Devils – odcinek 1"