K: Return of Kings – odcinki 2 i 3

3-1

Sieć jest wszęęęęęędzieeeee…

3-2 3-3

3-4 3-5

Klan Zielonego Króla już od jakiegoś czasu stanowi realne zagrożenie i ponieważ po raz kolejny bezpośrednio zadarli nie tylko z „niebieskimi” czy „czerwonymi”, ale również „srebrnymi”, Reishi Munakata postanawia odbyć poważną rozmowę z Kurou i Neko. A że dziewczyna bardzo go nie lubi (patrz odcinek siódmy pierwszej serii), to w czasie, gdy jej dzielny rycerz i kucharz w jednym udaje się do siedziby Scepter4, sama nawiedza bar Homry. Z jednej i z drugiej strony płynie chęć pomocy (jedna bardziej nachalna, druga już znacznie mniej), ale zarówno „Pies”, jak i „Kot” dochodzą do wniosku, że są wdzięczni, ale jakoś sobie poradzą i wolą w domu czekać na powrót swojego Króla.

3-9

Cisza przed burzą…

Tymczasem posiadająca równie uroczą siedzibę główną co „srebrni” grupka najbliższych (i tak faktycznie jedynych prawdziwych „zielonych”) poddanych Zielonego Króla, który zowie się Nagare Hisui (i z jakiegoś powodu wydaje się być permanentnie przykuty do… czegoś rodzaju futurystycznego wózka inwalidzkiego, ale że jest przy okazji zapakowany w kaftanik, to raczej może się ruszać… Pozostaje pytanie, dlaczego woli/musi funkcjonować w takim stanie… Może się dowiemy… kiedyś…).

3-7 3-6

3-8

Ta nieco wnerwiająca, ale jednocześnie na swój sposób rozbrajająca ferajna postanawia raz jeszcze sprowokować Srebrnego Króla do ujawnienia się i tym razem nie patyczkują się, bo do akcji ruszają Yukari Mishakuji (to ten metro-dziwadło-esteta robiący sobie manicure) i Sukuna Gojou (znudzony rozkazywaniem zielonym płotkom). Tak więc panowie odwiedzają Akademicką Wyspę. Cel: zabić Kurou Yatomagiego i sprowadzić Neko (bo z jakiejś jeszcze nieznanej widzom przyczyny Zielony Król jest bardzo nią zainteresowany… Ale oczywiście najbardziej nie może się doczekać powrotu Yashiro Isany, znaczy Adolfa K. Weissmana w ciele… no właśnie, nawet nie wiadomo kogo w sumie).

3-11 3-10

3-12

Po obejrzeniu drugiego i trzeciego odcinka, gdy wybrzmiał już pierwszy pisk z cyklu „łiiii, wreszcie ciąg dalszy”, doszłam do wniosku, że twórcy mogli sobie darować pierwszy odcinek, albo go skrócić i połączyć z drugim, żeby wyszło miłe, ale i zawierające „mięsko” fabularne wprowadzenie. Z kolei trzeci odcinek przedstawia się już znacznie lepiej, bo choć efekciarskie walki są nieco przydługie (ale to jednak nie to samo, co początkowe osiem minut pierwszego odcinka), ale wreszcie dzieje się COŚ konkretnego. A sama końcówka i zapowiedź następnego odcinka sugerują tendencję wzrostową jakości scenariusza…

3-14

Shiro, zdążyłeś się przebrać w locie? Nieźle…

A przynajmniej mam taką nadzieję, bo pierwszej serii również trochę czasu zajęło, zanim się rozkręciła, a ostatecznie okazała się bardzo sympatyczną i bardzo (ale to bardzo, bardzo)… kolorową wariacją na znane tematy. Cóż, oby gra, o jakiej wspomina Zielony Król, była warta świeczki, i obyśmy do końca roku raz jeszcze świetnie się bawili w towarzystwie znanej nam już gromadki.

3-13

P.S. 1 A teraz mamy zagwozdkę. O Neko nie wiadomo prawie nic, aczkolwiek Hisui nazwał ją „Ame no Miyabi*”… i teraz pytanie, czy chodzi o Miyabi Ameno, czy o „deszczową piękność”… czy może o „cukierkową piękność”? A może jeszcze o coś innego? Cóż, czas z pewnością pokaże.

P.S.2 Czy tylko ja odniosłam dziwne wrażenie, że fanserwis stał się „odrobinę” bardziej nachalny? W sumie niech się panowie nacieszą… Ale jak dalej tak ma być, to ja poproszę umięśnione (ale nie „kulturystycznie”) męskie klaty!

* termin miyabi odnosi się pewnie do jednej z japońskich kategorii estetycznych oznaczających mniej więcej tyle, co „dworska elegancja”, ale uznałam, że „piękność” ciut lepiej pasuje… Meh, zobaczymy…

Leave a comment for: "K: Return of Kings – odcinki 2 i 3"