Dem Kuons man

Seria kwalifikuje się do oglądania dalszego i bardzo, ale to bardzo jestem szczęśliwy, że nie jest dostępna od razu w całości, bo pewnie zawaliłbym pracę i kilka innych zobowiązań. Ale do rzeczy.

Nasi bohaterowie jadą sobie do stolicy, zostają napadnięci, biją bandytów i docierają do stolicy. Tak w telegraficznym skrócie można streścić ten odcinek. Jak zwykle tym, co najważniejsze, są mało znaczące z punktu całości detale. Poznajemy nową panienkę, Rurutię, która przypomina typowo słodkiego, choć tym razem nie irytującego moebloba. Być może nie przeszkadzała mi dlatego, że na razie wszystkie postaci kobiece, jakie nam przedstawiono, są zaskakująco pozbierane, sensowne i co najważniejsze, ciekawe. Prym oczywiście wiedzie tu Kuon, która bardzo przypomina mi Horo ze Spice & Wolf, która również była trollem i uwielbiała drażnić się z ludźmi. Haku nie ustępuje jej na krok, gdy z przepiękną nonszalancją komentuje będącą chwilowo w negliżu Kuon i kontynuuje wcześniejsze zajęcie. Wcześniej miałem co do niego wątpliwości, ale teraz mam już pewność, że oglądanie tej ekipy będzie mocno zakręconą przejażdżką.

W ramach ciekawostki, pomiędzy drugim a trzecim odcinkiem zapoznałem się z pierwszą serią i faktycznie jej znajomość nie jest wymagana do seansu Itsuwari no Kamen. Owszem, pojawią się pewne postaci, których widz nie będzie kojarzył, ale nie na tyle, by nie wiedział, o co chodzi. Co więcej, para bohaterów z drugiej serii jest o niebo ciekawsza od tych z pierwszej, więc jeśli kogoś zanudziła stoickość Hakuoro i Eruru, to za drugą serię może się śmiało zabrać, bo jej bohaterowie są zupełnie inni. Żywsi.

Na tym kończy się moje zajawkowanie tej serii, ale na pewno nie jej seans. Z niecierpliwością wyczekuję kolejnych odcinków i polecam Utawarerumono – Itsuwari no Kamen każdemu, kto szuka sympatycznych i ciekawych postaci oraz możliwe, że dobrego fantasy.