Już opening do Young Black Jack zapowiadał, że tematyka wojny w Wietnamie nas nie ominie. Trzeci odcinek jest pierwszym z poruszających ten temat epizodów tego anime. Maiko, odwiedzająca kawalerkę głównego bohatera w nadziei, że przy okazji odkryje sekret jego nadzwyczajnych zdolności, słyszy jęki dochodzące z mieszkania obok. Choć sam Hazama nie ma najmniejszego zamiaru wtrącać się w problemy innych, to jego koleżanka wykazuje więcej empatii. Jak się okazuje, w mieszkaniu obok lewicowi aktywiści pacyfistyczni ukrywają dwójkę dezerterów z amerykańskiej armii, z których jeden cierpi na straszny ból głowy. Już na pierwszy rzut oka widać, że nie chodzi o zwyczajną migrenę.
Ten odcinek znowu pokazuje nieco inne oblicze głównego bohatera. Tym razem Black Jack wcale nie rwie się do czynu, ma świadomość własnych ograniczeń i najchętniej od wszystkiego umyłby ręce, zwłaszcza że choć żywi trochę sympatii do uciekających przed służbą Amerykanów, zachowanie ich japońskich protektorów wzbudza w nim zgoła odmienne uczucia. Ma w nosie kwestie ideologiczne, uważa, że chorego powinno się zabrać do szpitala, gdzie zajmą się nim kompetentni ludzie. Z drugiej strony, ujawnienie tego, kim naprawdę jest Amerykanin, oznaczałoby dla niego poważne problemy – za dezercję we wszystkich armiach świata powszechnie wydawało się jeden wyrok.
Twórcy wchodzą tu na kruchy lód dylematów moralnych i ideologicznych, które w anime częstokroć są pokazywane tak, że oczy bolą. Niemniej, także i na nich opierała się fabuła oryginalnego Black Jacka. Muszę przyznać, że w tym odcinku udało się uciec od banału, do samego końca unikając wpadnięcia w pułapkę schematu dobro/zło. Po cokolwiek irytującej zagrywce z protestującymi studentami medycyny w pierwszym odcinku tym razem poszło lepiej. Poza tym to chyba pierwszy w tej serii epizod, w którym tak hojnie poczęstowano nas fachową terminologią medyczną.
Ucieszył mnie brak tym razem jakiegokolwiek fanserwisu, dorzucono za to nieco humoru na początku. Notabene, ciekaw jestem roli Maiko, bo jest to zupełnie nowa postać. Jeśli twórcy postanowią pójść w romans, to nie wróżę jej szczęśliwego losu – vide pierwsza miłość bohatera z oryginalnej mangi, czyli Megumi. Pozostali bohaterowie sprawiali tym razem wrażenie czysto epizodycznych, potwierdzając przy okazji fakt, że Japończycy mają poważne problemy z przedstawianiem w anime postaci odmiennych etnicznie.
Po trzech odcinkach nie jestem nadal pewien, co o tej serii można powiedzieć. Podoba mi się jej mocne zakotwiczenie w realiach epoki, a i kreacja młodszego Hazamy też mi nie przeszkadza. Bardziej się boję kwestii tematyki, która łatwą nie jest, a jak pokazują pierwsze trzy odcinki, raz twórcy dają jej radę, a innym razem – nie. Zapowiedź dalszego ciągu wskazuje na przeniesienie akcji do wietnamskiej dżungli, co być może podkręci tempo akcji, ale miejmy nadzieję, że nie do poziomu absurdu znanego z Black Jack 21. Pozostaję zatem bardzo umiarkowanym optymistą. Tylko tyle i aż tyle.