Co ja… co ja zobaczyłem? Pierwszą połowę drugiego odcinka Grimgaru z pyłu i iluzji zajmuje walka drużyny z goblinem. Po tej walce jakiekolwiek podobieństwo Grimgara do MMORPG fantasy umarło na skutek odniesionych ran. Anime, które miało podobno korzystać z tropów wziętych z gier już w drugim odcinku zdołało do szczętu zdekonstruować ich doktrynę moralną. Co będzie dalej – nie mam pojęcia, niemniej czekam z ogromną niecierpliwością.
Ale po kolei.
Odcinek zaczyna się niewinnie – od spokojnej sceny obyczajowej między protagonistą Haruhiro a szefem drużyny Manato. Scena to szczególnie ciekawa, jeśli chodzi o tego drugiego – jest to serial niesamowicie sprawny w podrzucaniu masy aluzji i niedopowiedzeń, które nie układają się jeszcze w całość, ale sugerują bardzo wiele. Wygląda na to, że Manato ma swoje problemy, których nie jesteśmy jeszcze świadomi, co ciekawe, on sam nie jest ich świadomy. Motyw amnezji jest ograny do bólu, ale jeśli ma być wykorzystywany w taki sposób, to więcej proszę…
Dalej następuje walka, tocząca się między sześcioosobową drużyną a JEDNYM małym goblinem. Brzmi to żałośnie, wypada żałośnie i dużo za realistycznie, aby dało się to z satysfakcją oglądać. Goblin histerycznie walczy o życie, bohaterowie histerycznie próbują go zabić. Goblin nikomu niczego złego nie zrobił, natomiast motywacją bohaterów jest sprzedanie trofeów dla pieniędzy… Gdy w końcu im się udaje, mają szansę przekonać się, że śmierć żywego stworzenia nie wygląda ładnie, tylko bardzo, bardzo brzydko, tym gorzej, im bardziej przypomina człowieka. Mamy tutaj świat rządzący się prawami RPG, tylko zaludniony ludźmi oraz istotami człekopodobnymi, które mają empatię i sumienie, co prowadzi do niszczącej ich psychikę sprzeczności.
Druga połowa odcinka jest zaskoczeniem, stanowiąc ciąg scenek rodzajowych między bohaterami toczących się w mieście. Odcinek rozpoczyna się łagodnością i spokojem, później następuje TA SCENA, dalej znowu łagodność i spokój… ktoś tu celowo używa emocjonalnego kontrastu. Czemu by nie, tym bardziej, że po drodze mimochodem otrzymujemy kolejną falę aluzji i sugestii. Postacie wydają się zbudowane na schematach fantasy, ale dzieło destrukcji tego złudzenia postępuje szybko. Czarny rycerz Ranta wydawał się typem „shounenowy chojrak”, ale jego reakcje w tym odcinku jasno pokazują, że to głównie maska obronna. Łowczyni Yume, która wcześniej głównie świeciła tyłkiem…
… również pokazuje, że jest w niej coś więcej. Resztę postaci zostawiono w spokoju, ale jak mniemam do czasu, do czasu…
Poza tym: tła jak były cudne tak są, ale uproszczeń w animacji trochę się pojawiło. Nic szczególnie bolesnego, można przełknąć. Fanserwis przybrał dużo gustowniejszą formę, tzn. w ramach fabuły bohaterowie zabawiają się swoją cielesnością, a nie cielesność bohaterów zabawia się fabułą. Czyli tak, jak lubię.
Podsumowując: jak ja lubię takie seriale, jak ja luuubię. Więcej chcę!