Kto z Was widział Soul Takera? A kto Nurse Witch Komugi-chan Magikarte? No właśnie… Jaki cel miałoby mieć wskrzeszanie marki, która ma już piętnaście lat, więc nowi fani raczej jej nie znają, a nigdy nie była popularna na tyle, by wzbić się ponownie na wyżyny mocą nostalgii i wyciągnąć kasę od dawnych wielbicieli? I czy ci byliby skłonni zapłacić za coś, co z pierwowzorem ma wspólne tylko imię głównej bohaterki, bo nazwisko już ktoś zmienił?
Gratka dla fanów – trzy sekundy w stylu Shinbou. Poniżej zaś znak czasów.
Wspomniana OAV z 2002 roku funkcjonowała jako spin-off do wyprodukowanego rok wcześniej przez studio Tatsunoko Production Soul Takera w reżyserii kogóż by innego, jak samego Akiyukiego Shinbou. O charakterystycznym stylu tegoż pana można pisać elaboraty, ja dodam jedynie, że uważam go za mistrza komedii i w mojej opinii mógłby poprzestać na właśnie tej formie twórczości. Nic dziwnego, że szydzące w żywe oczy z otaku, japońskiego showbiznesu, anime i wszystkich pokrewnych mediów Nurse Witch Komugi-chan Magikarte było świetną slapstickową komedią, na której można boki zrywać, o ile oczywiście zrozumie się wszystkie aluzje i odniesienia nie tylko do japońskiej animacji, ale też do ogólnie pojętego otakizmu. Dodać należy, że wszyscy bohaterowie Nurse Witch Komugi-chan Magikarte wystąpili wcześniej w Soul Takerze, co czyni serię o tyle zabawniejszą, że niektórzy z nich to, zgodnie z fabułą pierwowzoru, te same osoby. Po co komu to wiedzieć przed rozpoczęciem seansu Nurse Witch Komugi-chan R?
Oryginalne projekty potworów.
Choćby po to, by się przekonać, że nic z tego już nie zostało. Tabula rasa. Równie dobrze scenarzyści (a raczej ktoś, kto wyłożył pieniądze) mogliby stworzyć nową markę, nie zmieniłoby to niczego. Wyparował obecny w każdym ujęciu humor, nie ma satyry, ulotnił się wyraźny dystans twórców wobec swojego dzieła. Co lepsze, nowe są też seiyuu i jednych to ucieszy, a innych wręcz zaboli, że nie usłyszą już Komugi mówiącej przez nos charakterystycznym głosem Haruko Momoi, wokalistki grupy Under-17, śpiewającej piosenki w poprzednich odsłonach przygód magicznej pielęgniarki.
Komugi dorobiła się matki i brata. Jest też znajoma maskotka, tylko jakoś mniej zboczona.
Stało się więc to, czego najbardziej się obawiałem – z pamiętnej OAV walącej w łeb obuchem głupiego humoru stworzono grzeczną serię telewizyjną, w której wschodząca idolka zostaje powołana do roli magicznej dziewczynki. Resztę możecie sami dopisać, jest tak, jak zawsze. Bez znaczenia dla odbioru nie pozostaje też format serii właśnie – OAV trwa tyle czasu, ile potrzeba, odcinki można zagospodarować dowolnie, gdyż ich ilość nie musi wynosić dwanaście (ewentualnie trzynaście) bądź dwa razy tyle. W telewizji zaś perypetie Komugi wieją nudą, nic się nie dzieje, widz nie jest nieustannie bombardowany bodźcami. Jednocześnie Rejs to nie jest.
Projekty postaci w dalszym ciągu są autorstwa Akio Watanabe. Zwyczajnie przez piętnaście lat od czasu Soul Takera styl rysownika uległ wyraźnym zmianom, w efekcie czego nowej Komugi bliżej już do Grisaia no Kajitsu.
Moje uwielbienie wobec Soul Takera i pochodnych nie ma w tym przypadku żadnego znaczenia. Nurse Witch Komugi-chan R to niewarta uwagi słabizna.