Tragiczne przeszłości bohaterów – nie ma. Krwawe sceny walk – nie ma. Ktoś ginie – nie. Jest za to kilka scen komediowych i próba zagęszczania fabuły, która na razie wychodzi tak sobie. Ale po kolei. W dalszym ciągu utrzymuje się tendencja do wyjaśniania wszystkiego komuś, kto zasiadł do oglądania bez zapoznania się z pierwszym sezonem. Mamy więc na przykład krótką wstawkę objaśniającą marsjański ranking. Dowiadujemy się też, że robaczki nie są takie głupie, jak wszyscy zakładali, czego dowodem może być przedstawiony poniżej rysunek:
Chyba nieco przesadzono, ale uśmiechający się terraformar będzie mi się śnił po nocach.
Mamy też trochę intryg politycznych na ziemi, trochę RADOSNYCH przeszłości bohaterów, a w drugiej części odcinka wielką zdradę, która rozeszła się po kościach przez wciskanie wszędzie komediowych wstawek.
Drodzy twórcy zdecydujcie się, proszę, czy chcecie robić komedię, czy dramat, bo ich mariaż wychodzi Wam wyjątkowo niezgrabnie.
Tak jak napisałem wcześniej, ze starych, dobrych Terra Formars nie zostało prawie nic. Na razie nie ma żadnych brutalnych scen, wszystko jest ładne i kolorowe, tragiczne przeszłości bohaterów zostały zastąpione ich radosną wersją, a akcja z pomyleniem oznaczeń na wyłączniku zwaliła mnie z nóg – w dodatku pozostała całkowicie bez konsekwencji. Tła nadal są ładne, ale animacja (szczególnie walk) w tym odcinku robiła bardzo słabe wrażenie. Seria jest na najlepszej drodze, by stracić tę garstkę fanów, których zdobyła w poprzednim sezonie, i nie zaskarbić sobie sympatii nikogo nowego, co niestety było do przewidzenia.
Najbardziej krwawa scena odcinka.
I na koniec jeden naprawdę ładny kadr (szkoda, że całość tak nie wygląda)…