To już moje ostatnie spotkanie z Terra Formars w tym sezonie i pewnie w ogóle. Fabuła trzeciego odcinka nadal koncentruje się na zdradzie, jakiej dopuściła się chińska grupa i jej lider, okupujący obecnie statek Annex i niepozwalający na łączność z Ziemią. Komachi zostaje pokonany w walce z Liu i początkowo wydaje się, że ginie. Z odsieczą przychodzi Sylvester Asimov z grupy rosyjskiej, który podejmuje walkę z Liu i podobnie jak kolega przegrywa. Podczas zamieszania jego podwładni zabierają rannego kapitana i opatrują ranną w poprzednim odcinku dziewczynę-ptaka (swoją drogą, ciekawa metoda opatrywania odciętej stopy).
Ach te nowoczesne metody leczenia.
Podtrzymuję wszystkie zarzuty dotyczące serii postawione podczas seansu pierwszego odcinka. Nowe studio postanowiło trochę ucywilizować tę i tak bardzo absurdalną w swoich założeniach serię, ale nie wyszło jej to niestety na zdrowie. Przede wszystkim zniknął całkowicie klimat towarzyszący poprzedniczce. Brak krwawych scen (zwracam honor, w trzecim odcinku była jedna), zastąpienie tragicznych przeszłości bohaterów ich radosnymi wersjami, wciskanie w najmniej odpowiednich momentach wstawek komediowych i zrobienie z terraformarów chłopców do bicia sprawiło, że seria straciła to, co miała najlepsze a nie zyskała nic nowego. Pomimo starań twórców i wyjaśniania, kiedy się tylko da, o co w tym wszystkim chodzi, raczej nie sądzę, by po tych trzech odcinkach znalazło się wiele osób, które będą kontynuowały seans i sięgną po poprzedniczkę. Muszę jedynie przyznać, że grafika pozostaje na akceptowalnym poziomie, chociaż z drugiej strony twórcy nie mają zbyt trudnego zadania, bo większość scenerii to puste przestrzenie marsjańskiego krajobrazu.
Szkoda jednak, że takich smaczków jest niewiele.
Serii nie polecam nawet zagorzałym fanom, bo oni właśnie mogą się najbardziej rozczarować. Osoby, które chciałyby się zapoznać z tym anime, odsyłam raczej do serii pierwszej – bez jej znajomości zbyt wiele rzeczy jest tutaj niezrozumiałych, a jeśli lubicie kino klasy C i niższej, to będziecie zachwyceni. Klimat tej serii polegał właśnie na jej kiczowatości i skrajnym przerysowaniu – twórcy kontynuacji chcieli pójść inną drogą, ale obawiam się, że niestety nie będzie można w tym przypadku mówić o sukcesie.