Jako że odcinek rozpoczyna się spotkaniem Ruri z mającą niejakie problemy z orientacją w przestrzeni Hibiki, zaś w tle majaczy zwierzolubna Ren, można się było spodziewać, że zostanie on poświęcony wprowadzeniu tych dwóch dziewcząt. Tak rzeczywiście się dzieje, jednak głównym punktem programu jest odbywająca się w specjalnej sali treningowej gra planszowa, w której „pionkami” są podzielone na zespoły uczennice. Celem gry jest ćwiczenie szczęścia, potrzebnego oczywiście przy rzutach kostką i zadaniach czekających na poszczególnych polach, zaś kolejność dotarcia do mety ma zostać nagrodzona odpowiednimi ocenami. Jak można było się spodziewać, trio złożone z Ruri, Anne i Botan jest trapione przez wyjątkowo uciążliwy pech, jednak mimo ogromnej pewności siebie Hibiki, ona i Ren także nie radzą sobie szczególnie rewelacyjnie. Pytanie w tym przypadku nie brzmi, kto wygra, ale – kto zajmie ostatnie miejsce?
Seria pracowicie stara się być przyjemna dla (męskiego) oka. Wprawdzie oszczędza, gdzie może, i anonimowe koleżanki z klasy bohaterek są pozbawione nawet twarzy, ale za to możemy podziwiać Ruri w stroju króliczka, Ren w stroju tygryska, oraz nisko latające aluzje do yuri. Przypuszczam też, że ten odcinek z całkowitą pewnością pozwoli zdecydować, czy komuś odpowiada ten rodzaj mocno oderwanego od rzeczywistości (i leciutko sadystycznego) humoru oraz ten zestaw słodkich dziewcząt.
To stuprocentowo kwestia preferowanego rodzaju humoru, ale przyznam, że mnie on akurat zupełnie nie odpowiadał. Bohaterki i ich problemy są całkowicie abstrakcyjne, trudno znaleźć tu choćby najodleglejsze odniesienia do rzeczywistości. Zaprezentowana w odcinku gra jest nie tylko absurdalna w pomyśle – bo to by mi nie przeszkadzało – ale tak naprawdę bezcelowa; podobnie jak w poprzednim odcinku, wszelkie działania „wychowawcze” wydają się obliczone wyłącznie na zabawienie widza, a nie faktyczną poprawę sytuacji uczennic. Podkreślę jasno i wyraźnie, że nie oczekuję od tego rodzaju serii realizmu, tylko wewnętrznej logiki i spójności, a tego właśnie nie potrafię na razie dostrzec. Poza tym jak na trzy odcinki żarty robią się mocno powtarzalne: Ruri denerwuje się tym, że ktoś pozna obiekt jej uczuć; Botan uszkadza się absolutnie o wszystko; Anne nie tylko ma pecha do wszystkiego, ale przynajmniej raz na odcinek musi zostać obgryziona przez pieski i kotki. Jeśli komuś to wszystko nie przeszkadza (lub wręcz odpowiada), nie sądzę, by był rozczarowany dalszym przebiegiem serii. Jeśli przeszkadza, zrobi to, co i ja zrobiłam, czyli piżgnie Unhappy w sto diabłów.