Dream-Fes! – odcinki 1-2

snapshot_03-30_2016-10-07_19-00-03

Jak się okazuje, nawet w niewdzięczne z pozoru zajęcie warto wkładać całe serce. Przykładem na to może być nastoletni Kanade Amamiya, który przez kilka godzin ofiarnie i z poświęceniem rozdaje baloniki reklamowe – i dzięki temu zostaje zauważony przez słynnego idola, Haruto Mikamiego, który osobiście dokłada wszelkich starań, by początkowo niechętnego pomysłowi chłopaka wciągnąć do świata showbiznesu. Teoretycznie oczywiście życie idola nie jest łatwe ani usłane różami, nie każdemu udaje się zaistnieć na scenie – zaś warunkiem do tego koniecznym jest debiut płytowy. Do debiutu z kolei droga, przynajmniej w agencji D4, pod skrzydła której trafia bohater, zaczyna się od… wygrania konkursu o wdzięcznej nazwie Dream Festival. Praktycznie bohater już w pierwszym odcinku trafia na scenę, by dać koncert z dwoma przypadkowymi kolegami po fachu – i doskonale sobie radzi. W drugim odcinku powtarza sukces z inną dwójką i nie czarujmy się, wszystkie znaki na niebie, ziemi i w openingu wskazują na to, w jakim ostatecznie (podpowiedzmy: pięcioosobowym) składzie zostanie sformowany nowy zespół.

snapshot_00-55_2016-10-07_18-57-16  snapshot_04-41_2016-10-07_19-01-19

No tak, ostatecznie jeśli ktoś nie ma ochoty wkraczać w świat Uta no Prince-sama i nie interesuje go magia w Magic-Kyun! Renaissance, to przecież musi mieć jakąś serię ze śpiewającymi i tańczącymi chłopcami, prawda? W Dream-Fes! pomysłem wyróżniającym serię są kolekcjonerskie karty, „symbolizujące owacje fanów”, rzucane idolom na scenę i obdarzające ich nowym kompletem ciuszków na występ. Oczywiście jak najbardziej realna sprzedaż tych kart jest też głównym powodem zaistnienia tegoż anime, więc właściwie mogę zrozumieć koleżankę redakcyjną, która jest zdania, że należy patrzeć na nie tylko jak na reklamę i nie wymagać zbyt wiele.

Jeśli jednak „wymagać zbyt wiele” oznacza „wymagać czegokolwiek”, to chyba mamy nieduży problem. Scenariusz zrobiony jest, mówiąc najłagodniej, na odwal się. Widziałam to już kilka razy – powtarza się do znudzenia, jakie to zostanie idolem jest trudne, jakich poświęceń i treningów wymaga, a potem kompletny nowicjusz staje na scenie i brawurowo wykonuje numer taneczny, którego wcześniej nie ćwiczył, oraz wykonuje nieznaną sobie piosenkę. A wszystko dzięki temu, że został magicznie ubrany w żabocik. W dodatku zaraz potem zostaje to zignorowane (żadne tam założenie, że mamy do czynienia z geniuszem) i wracamy do „treningów”, tylko po to, by powtórzyć scenę w następnym odcinku.

snapshot_07-40_2016-10-07_19-04-34  snapshot_07-23_2016-10-07_19-04-05

Poza koncertami odcinki wypycha papka bez pomysłu – ot, Kanade plącze się i coś tam robi, kogoś obserwuje, ale oczywiście żadnej w tym spójności czy konsekwencji. Jako że trzech z poznanych dotychczas przyszłych kolegów z zespołu jest w miarę skłonnych do współpracy, w ramach „konfliktu dramatycznego” czwarty z nich to tajemniczy milczek, traktujący bohatera chłodno i z dystansem. W związku z tym trzeba popracować nad przekonaniem go do działalności zespołowej i temu zapewne będzie poświęcony trzeci odcinek, acz „dramatyczny zwrot akcji” na koniec drugiego zbrzydził mnie błyskawicznie i przypomniał mi, za co tak bardzo nie lubię tego gatunku.

snapshot_17-12_2016-10-07_20-01-55

Pod względem technicznym jest biednie, z ładnymi zbliżeniami i pustymi tłami – nawet zrzutek nie bardzo jest z czego łapać, bo wszystko w sumie wygląda tak samo. Można zauważyć, że panowie są bardzo czyści i często biorą prysznic. Wspomagana komputerowo animacja występów nie zachwyca, bohaterowie poruszają się miejscami dość sztucznie. O piosenkach się nie wypowiadam – nie robią na mnie wrażenia, ale to akurat normalne. Słychać natomiast, że w główne rolę nie wcielają się zawodowi seiyuu i niestety chwilami dialogi brzmią koszmarnie wręcz sztywno, a głosy wydają mi się umiarkowanie dopasowane do wyglądu postaci.

snapshot_18-58_2016-10-07_20-05-05  snapshot_18-41_2016-10-07_19-19-35

P.S. Biorąc pod uwagę, jakie dzikie tłumy przychodzą na koncerty „nikomu nieznanych” początkujących idoli, którzy nie mieli jeszcze nawet debiutu płytowego, można by uznać, że ludzie w tym świecie mają jakieś wyjątkowe nadmiary wolnego czasu.

P.S.S. Czy oni robią striptiz na scenie? Bo jeśli tak, to w sumie by tłumaczyło te tłumy…

Leave a comment for: "Dream-Fes! – odcinki 1-2"