Motywem przewodnim drugiego odcinka perypetii Chii było to, jakie zagrożenie dla domu (a szczególnie utrzymywanego w nim porządku) może powodować mały kotem – oraz jakim zagrożeniem dla małego kotka mogą być zwykłe domowe sprzęty i czynności. Jak widać, temat rzeka, ale podobnie jak poprzednio potraktowany tak, że kociarze w zasadzie niczego poza irytacją nie poczują.
Z własnego życia z kotami potrafiłabym przytoczyć garść naprawdę zabawnych anegdot i w związku z tym mogę dać słowo, że naprawdę nie ma potrzeby przerysowywania kocich zachowań po to tylko, żeby puenta była wyraźnie widoczna. W pierwszej scenie odcinka Chii odkrywa czekające w torbie świeże bagietki i stwierdza, że są całkiem smaczne. Owszem, moje koty też lubią bułeczki i nauczyły się otwierać chlebak, który od tej pory musi być blokowany deską. Wygryzione dziurki czy ogryziona skórka – to jasne. Ale po co było pokazywać koteczkę i resztki bułek świadczące o tym, że pochłonęła ich chyba tyle, ile sama waży? To samo dotyczy przeciągniętego epizodu, w którym Chii w piękny, suchy i słoneczny dzień wraca do domu z czarnymi łapkami, po czym długo i konsekwentnie zostawia na wszystkim równe czarne ślady, jak samotuszująca pieczątka. Przerysowanie sprawia, że scena szybko przestaje być zabawna, w odróżnieniu od opowieści przyjaciółki o tym, jak to po wizycie w kotłowni jej kiciuś zostawił na świeżej pościeli szlaczek czarnych łapek.
Nie potrafi mnie też nie irytować zachowanie właścicieli Chii, którzy usilnie próbują… wytłumaczyć kotu, że źle postępuje. Słowami. Nawet bez gestów mających ją odpędzić i nawet jeśli mowa nie o czarnych śladach na dywanie, tylko o dobieraniu się do włączonego żelazka lub trującej rośliny. Tak, jasne, powtarzanie „nie wolno” na pewno zrobi na zwierzątku wrażenie…
Można powiedzieć, że czepiam się, oczekując realizmu. Problem polega jednak na tym, że tego rodzaju seria będzie dla miłośników kotów zabawna, jeśli w jakiś sposób będzie się odwoływać do prawdziwych i życiowych sytuacji z życia z uprzykrzonymi futrzakami. Jeśli nie o to chodzi, to zostaje umiarkowanie ciekawa komedia dla dzieci, w której zamiast kota mógłby równie dobrze występować gremlin czy inna magiczna maskotka. Ciekawe, czym zirytuje mnie trzeci odcinek?