Monster Hunter Stories: Ride On – odcinek 1

snapshot_18-05_2016-10-02_16-47-31

Sztampowy początek sztampowej serii – to właściwie wszystko, co trzeba pisać o fabule, bo każdy, kto widział jedno takie zawiązanie akcji, widział je wszystkie. Dla porządku jednak podsumujmy, nie wdając się przy tym w mechanikę, historię i ogólne zasady rządzące światem, bo umówmy się: to nie ma większego znaczenia. Po scenie rozwałki, która zapewne rozgrywała się w (bliskiej) przeszłości i byłaby może efektowna, gdyby nie działa się w nocy i w kłębach czarnego dymu, wracamy do teraźniejszości. W małej wiosce typu „losowa sceneria fantasy” grupa dzieci szykuje się do jutrzejszej ceremonii, na której mają dostać standardowe Magiczne Kamienie i stać się Jeźdźcami, czyli dostać potwora, którego będą mogły pielęgnować i koffać, a który będzie zjadał zapewne inne potwory. „Potwory” wyglądają głównie jak wariacje na temat dinozaurów, smoków oraz dużych i groźnych zwierząt, z kolorystyką ustalaną pod wpływem LSD. Nieważne zresztą: ważne jest to, że Nasz Bohater, nazwany tym razem Lute, wraz z dwójką przyjaciół – Obowiązkowym Pomagierem imieniem Cheval oraz Podręczną Encyklopedią Gracza imieniem Lilia – po raz kolejny bobruje w otaczającym wioskę lesie w poszukiwaniu własnego jaja. Oczywiście bez wiedzy i zgody starszyzny. I oczywiście cała trójka (czwórka, licząc irytującego kotopodobnego maskotka) wkracza do Zakazanej Doliny, do której – kto by zgadł – wchodzić nie wolno. Tam goni ich potwór, przez co gubią się coraz bardziej, przez co znajdują Tajemniczy Ołtarz, a przy nim… No jajo, a co by innego? Które to jajo udaje się cudem wykluć bez potrzebnego do tego Magicznego Kamienia. Potwór powraca, przybywa kawaleria w postaci nauczyciela, dzieciaki wracają do wioski, zaś Lute ma teraz własnego potwora, ognistą wywernę imieniem Laeus czy jakoś tak. Ręka do góry, kto zauważył w tym wszystkim chociaż krztynę oryginalności?

snapshot_14-39_2016-10-02_16-36-56  snapshot_03-22_2016-10-02_16-24-47

W odróżnieniu od redakcyjnych kolegów nie staram się być szczególnie złośliwa podczas oceniania pierwszych odcinków. Napiszę uczciwie: akurat oryginalności w tym przypadku się nie spodziewałam, tego typu historie mają utarte zasady, a ich łamanie nie jest wcale aż takie niezbędne. W ostatecznej ocenie Monster Hunter Stories: Ride On należy wziąć pod uwagę jeszcze inne czynniki, niestety jednak większość z nich na razie nie da się dobrze oszacować.

snapshot_04-36_2016-10-02_16-26-04  snapshot_08-44_2016-10-02_16-30-24

Na pewno można powiedzieć jedno: grafika jest… zaskakująca. Ładne tła (chociaż obawiam się trochę, że będzie ich w miarę skończona liczba) oraz przyjemne dla oka projekty postaci (chociaż przesadzono trochę z charakterystycznym wyglądem bohaterów drugoplanowych) i miła kolorystyka sprawiają, że serię miło się ogląda. Do momentu, gdy na ekranie pojawi się jakiś potwór. Potwory, poza tym, że są w oczoprzykrych barwach, zostały wygenerowane komputerowo, co oznacza, że tradycyjnie rysowani bohaterowie wchodzą w interakcję z trójwymiarowymi kluchami o charakterystycznie miękkich, sztucznych ruchach. Obawiam się, że zrzutki nie oddają pełni problemu, po zatrzymaniu obraz wygląda tylko źle, w ruchu sprawia wrażenie okropne. Szkoda o tyle, że same projekty potworów nie są takie złe (pomijając kolorystykę) i gdyby popracować bardziej nad stopieniem ich z resztą obrazu, seria mogłaby wyglądać całkiem atrakcyjnie. Ba, szkoda nawet, że skoro tak, to nie zdecydowano się po prostu na trójwymiarową grafikę, taką jak w Sanzoku no Musume Ronja.

snapshot_03-02_2016-10-02_16-24-02  snapshot_04-43_2016-10-02_16-26-16

Jeśli miałabym szukać elementów optymistycznie nastrajających, wskazałabym dwie rzeczy. Po pierwsze, odcinek, mimo pewnych potknięć w postaci przeciąganych wstawek komediowych, miał nie najgorsze tempo i chociaż przewidywalny, nieźle się oglądał. Po drugie – pomijając wspomnianą maskotkę, w głównej trójce nie ma nikogo, kto irytowałby od razu. Jasne, nie umiem wskazać w charakterach Lute’a, Chevala i Lilii nic oryginalnego, ale powiedzmy, że jeśli będziemy mieli szczęście, mogą okazać się dostatecznie sympatyczni, by pociągnąć serię.

snapshot_17-28_2016-10-02_16-46-48  snapshot_11-55_2016-10-02_16-33-41

Gdybym miała porównać Monster Hunter Stories: Ride On z rozpoczętym w zeszłym sezonie Puzzle & Dragons X, to chyba – ostrożnie jeszcze – powiedziałabym, że może być lepsze. Następne dwa odcinki powinny pokazać dwie rzeczy: czy warto to będzie oglądać dla obsady i czy mechanika gry nie będzie nadmiernie widoczna w scenariuszu. Tak czy inaczej jest to oczywiście seria w oryginale kierowana do widzów młodszych, więc zdaję sobie sprawę, że liczba zainteresowanych nią czytelników Tanuki może być dość ograniczona.

Leave a comment for: "Monster Hunter Stories: Ride On – odcinek 1"