Jak przypomina nam niezwykle zaangażowany w swoją pracę narrator, Tokio jest zwyczajnym współczesnym gimnazjalistą… a jednocześnie nadzwyczajnym agentem instytucji z XXIV wieku, poszukującej śladów Prawdziwej Historii. To oznacza, że nasz bohater w każdej chwili może zostać wezwany na misję – a w tym przypadku czeka go wyprawa do epoki słynnych braci Wright. Jak wyglądało ich życie rodzinne i czego prekursorami byli naprawdę? Koncern wydawniczy History Paradise rękami swoich wysłanników pragnie sprawić, by historia wyglądał tak jak podręczniku. Jednak rzeczywistość, jak zwykle, jest zupełnie inna.
I ciekawsza, przynajmniej tak twierdzą wszyscy, od narratora po Calen. Co do tego miałabym jednak odrobinę wątpliwości: czy naprawdę jest sens zdradzać główną „niespodziankę” odcinka w zapowiedzi, a dodatkowo na samym początku, w jego tytule? Wiem, że japońskie podejście do dramaturgii wydarzeń różni się trochę od zachodniego, ale nie do końca umiem znaleźć uzasadnienie takiego wyboru w tym przypadku. Poza tym jest jednak lepiej niż poprzednio – epizod „historyczny” zajmuje większość odcinka. Utrzymany jest w klimacie komediowym i wprawdzie humor trudno uznać za szczególnie wyszukany, ale przynajmniej nie staje się on niesmaczny (z czym stare serie Time Bokan miewały problem).
Widać wyraźnie, że twórcy nadal nie próbują eksperymentować, odświeżając po prostu starą formułę i uzupełniając ją o parę współczesnych pomysłów (takich jak drony). Nie brakuje im natomiast szalonej inwencji, biorąc pod uwagę, że ukoronowaniem odcinka jest pojedynek między dronem rzucającym pizzą a mechem-baseballistą. Dla porządku rzucę okiem na następny odcinek (w którym zrewidowana zostanie baśń o Momotaro), chociaż nie sądzę, żeby moja ocena i rekomendacja mogły ulec zmianie: to propozycja dla osób stęsknionych za starymi seriami, względnie na tyle świeżych widzów, by stare schematy były dla nich nowe i odkrywcze.