Trzeci odcinek można śmiało podsumować jednym słowem: usypiający. Ponownie jest on podzielony na dwie części, tylko tym razem obie poświęcone są spokojnie mijającym chwilom w domu dla mieczy. Odcinek ma nawet jakąś klamrę, ponieważ na początku podziwiamy drzewo, a w drugiej części odcinka przechodzimy do wątku z nim związanego. Zanim jednak to się stanie, będziemy oglądać łażącego w tę i we w tę Hirano, który koniecznie chce coś podarować przyrośniętemu chyba tyłkiem do tarasu (siedzi tam cały odcinek i popija herbatkę) Uguisumaru. Traf chce, że na pierwszy podarunek znajduje się inny chętny, który w zamian daje Hirano coś od siebie. Młody miecz daje i dostaje mnóstwo rzeczy, z których każda trafia do kogoś, kto jej potrzebuje, a my nie musimy nawet wyciągać morałów, bo mamy je podane na stole, obrane ze skórki i zmielone, żeby łatwiej było przełykać – poza nimi zaś nic.
Drugi wątek zaczyna się, gdy panowie zastanawiają się, co za drzewo rośnie obok ich domu, i próbują wymyślić sposób na zamienienie go w drzewo wiśni. Na przykład za pomocą hipnozy. Panowie zdecydowanie nie mają co robić, w tym odcinku nie uświadczymy nawet przeniesienia do przeszłości i walki (czyżby twórcom skończyły się ważne wydarzenia w historii Japonii?), a tylko migną nam melancholijne komentarze części mieczy tęskniących za jakimś kolegą, którego jeszcze z nimi nie ma. Możliwe więc, że któryś z kolejnych odcinków będzie poświęcony pojawieniu się właśnie tego miecza, acz kompletnie mnie to nie obchodzi, ja kończę oglądanie na tym odcinku. Artbook byłby ciekawszą adaptacją.
Ending i tym razem jest inny, w trzecim odcinku śpiewa go zgraja słodkich męskich głosików, a na ilustracjach przeważa zieleń, co wygląda całkiem przyjemnie. Nadal widać braki w animacji, ale przynajmniej sylwetki czy twarze postaci nie ulegają deformacjom.
Jest to seria dla wyjątkowo znudzonych osób, które mają mnóstwo czasu na oglądanie nierobiących niczego ciekawego mniejszych i większych bishounenów.