Gabriel DropOut – odcinek 1

Gabriel ukończyła szkołę dla aniołów jako najlepsza z klasy i teraz wraz z pozostałymi absolwentami niebiańskiej szkoły udaje się na Ziemię, by poznać ludzi. A jak najlepiej ich poznać? Chodząc do ziemskiej szkoły! Tak więc nasza bohaterka ląduje gdzieś w jakimś mieście w Japonii, dostaje własne mieszkanie, niebiańskie stypendium i zaczyna być użyteczna dla społeczeństwa.  I wszystko by było ładnie i pięknie, gdyby nie narzędzie szatana… ekhem… znaczy laptop z grą MMO (sama się włączyła). Zwabia on nieszczęsną niewinną anielicę, wykorzystuje jej chęć pomocy ludziom, i zamienia w hikikomori. Znaczy w etatowego uzdrowiciela, siedzącego prawie cały czas on-line w grze i ignorującego obowiązki (szkołę), sprzątanie (wory śmieci) i kontakty z ludźmi.

 

 

Oprócz naszej głównej bohaterki, czyli anioła-flejtucha, zdecydowanie mającego za nic wszystko to, czego się nauczyła tam w górze, poznajemy w pierwszym odcinku także jej nie-przyjaciółkę, diabliczkę Vignette (koleżankę z klasy), która próbuje ją zdecydowanie niediabelskimi sposobami postawić do pionu, a także Satanichię – samozwańczą przyszłą władczynię piekieł, która bardzo się stara być demoniczna i zła, ale trochę jej to nie wychodzi. Powiedzmy szczerze – bardzo jej to nie wychodzi, i to tak bardzo, że staje się celem do dręczenia dla jeszcze jednego anioła chodzącego do tej szkoły – Raphiel – na pozór uroczej, bardzo biuściastej panienki, wyjątkowo znudzonej ludźmi, a przez to szukającej rozrywki w inny sposób.

 

Całość jest pastelowa, kolorowa, żywa, ładnie narysowana, mamy słodkie dziewczątka robiące słodkie minki i urocze rzeczy (nawet jeśli starają się być demoniczne, nadal są urocze i słodkie), a zmagania Gabriel z uzależnieniem na pewno przemówią do serca wielu graczom. I decydowanie to by wystarczyło, żeby serią się zainteresować, bowiem na złożoną fabułę w adaptacji yonkomy nie ma raczej co liczyć. Ponieważ uznano chyba, że to nie dość, żeby przyciągnąć widzów, mamy jeszcze bardzo, ale to bardzo zabawny fanserwis majteczkowy, w postaci teleportujących się majtek, majtek z najazdu od dołu w ubikacji i wypiętego znudzonego tyłka.

 

Yay! W kolejnym odcinku mam nadzieję na latające biustonosze!

Tak, to był sarkazm, bo na razie w miarę podoba mi się to, co widzę – pamiętać jednak trzeba, że już nie raz i nie dwa udawało się zepsuć coś, co się początkowo zapowiadało na strawne do oglądania.

Leave a comment for: "Gabriel DropOut – odcinek 1"