Marginal #4 Kiss Kara Tsukuru Big Bang – odcinek 1

 

Otóż, nawiązując do zapowiedzi tej serii na naszym drogim Tanuku, już po obejrzeniu pierwszego odcinka nie wydaje mi się, żeby miał to być choćby tylko cukierek dla oka… Co prawdopodobnie eliminuje wszelkie powody do oglądania. Ale po kolei.

W pierwszej części odcinka widzimy niezwykle udany debiut grupy Marginal #4, którą tworzą widoczni powyżej panowie w wieku nastoletnim, bliźniacy o nietypowych imionach R (pomarańczowy) i L (zielony), równie nietypowy Atom (różowy) i Rui (niebieski), który jako jedyny ma za sobą jakąś przeszłość w show-biznesie, z urywanych wzmianek sądząc, tragiczną (ekhem). Debiut jest tak udany, że chłopcy, rzecz niesłychana, bisują, czym zyskują uwagę dwójki sempajów, typów nieco bardziej męskich, i ekstra podwózkę do domu. Dowiadujemy się także, że mają marzenia na kosmiczną skalę, a ich liderem jest, nie wiedzieć czemu, najbardziej dziecinny z nich R.

  

W drugiej części odcinka obserwujemy nagły wzrost popularności w szkole trójki z nich, bez Ruiego, który ponoć chodzi do elitarnej instytucji edukacyjnej, a ich domysły na temat tego, jak wygląda jego dzień, można od biedy uznać za zabawne. Podobnie jak pomysły rozszalałych fanów, chcących m.in., by nowo narodzone gwiazdeczki (ważne słowo w anime) dołączyły do wszystkich szkolnych klubów jednocześnie. Co skłania ich do założenia własnego, czemu poświęcono czas do końca odcinka, czyli stanowczo zbyt dużo. Po rozmaitych deliberacjach i pokonaniu kilku (w zamyśle scenarzystów zapewne zabawnych) przeszkód, w tym braku wymaganego czwartego członka, którym został… a sami zgadnijcie kto – udało się.

  

Fabularnie, jak widać, strasznie to słabe i pretekstowe, tyle że nie bardzo wiem, do czego ma być pretekstem, bo panowie charaktery mają tak sztampowe, że mi się ich opisywać nie chce, a co dopiero oglądać (można zresztą zgadnąć po wyrazie twarzy powyżej); przesadną urodą ani oryginalnością nie grzeszą (pomijając włosy, ale nie takie już widzieliśmy), w dodatku mordki i inne członki nierzadko im się dziwnie krzywią. Oglądanie ich komputerowo animowanych pląsów, momentami przypominających taniec św. Wita, było doświadczeniem ciekawym, ale wolałabym go nie powtarzać, a o tłach tyle dobrego mogę powiedzieć, że są, na ogół. Muzycznie… eee, no tak, to seria o zespole muzycznym jest… no więc oni śpiewają, tak. W endingu też. Koniec obserwacji. Humor… bez wątpienia był w planach, ale raczej spaliły na panewce. Jedna scena była, owszem, dość zabawna, by wywołać moje prychnięcie, ale na wszelki wypadek nie zdradzę szczegółów, bo a nuż ktoś zechce obejrzeć i zepsuję jedyny plusik…

Naprawdę, widać, że nie ma na co patrzeć…

Leave a comment for: "Marginal #4 Kiss Kara Tsukuru Big Bang – odcinek 1"