Onihei – odcinek 3

Pewnego wieczoru w trakcie patrolu Heizou zostaje zaatakowany przez nieznanego sprawcę, któremu co prawda nie udaje się zabić naszego dzielnego stróża prawa, ale pokazuje swoje umiejętności. To motywuje Hasegawę do zlecenia śledztwa, a choć początkowo zapach perfum zasugerował mu, że napastnikiem mogła być kobieta, to w ostateczności okazuje się nim morderca działający na zlecenie różnych szemranych typów. Jego głównym celem jest jednak zemsta na mężczyźnie, który dwadzieścia lat wcześniej w trakcie pijackiej awantury zabił jego ojca. Cóż z tej sytuacji wyniknie?

Ten odcinek był… dziwny. Znaczy wszystko ma jakiś tam swój porządek i ciąg przyczynowo-skutkowy, ale jest kilka rzeczy, które bardzo mi w tej odsłonie nie pasowały. Po pierwsze, dziwić może pewien brak konsekwencji, bo z jednej strony mamy niedoszłego mordercę, który jednak rezygnuje i postanawia uciec, a z drugiej strony obiekt wspomnianej wyżej zemsty, który to z kolei w przypływie impulsu zabija niespodziewającą się niczego osobę. A Heizou tylko patrzy i radzi mu, żeby uciekał z miasta, podczas kiedy ofiara się wykrwawia na śmierć. Ja rozumiem, że młody chciał Hasegawę wcześniej zabić, ale ostatecznie zmienił zdanie, a mimo to stróż prawa przymknął oko na niczym nieuzasadnione morderstwo… I w dodatku z niewzruszoną twarzą łopatologicznie tłumaczy widzom złośliwość losu, jaka spotkała młodego mściciela … To było dla mnie take… sztuczne? Tak, to chyba dobre słowo.

W ogóle ten odcinek był jakiś taki źle zbalansowany, bo tu mamy niemal sielankowe rodzinne życie Heizou, a tutaj – smutną historię młodego samuraja, który przez całe życie pragnął zemsty, a gdy ostatecznie zmienił zdanie i chciał się zmienić, to los pokazał mu środkowy palec i zafundował śmierć z ręki poszukiwanego. Wszystko dzieje się wyjątkowo szybko, mało przekonująco lub zupełnie przypadkowo. Poprzednie historie jeszcze jakoś dawały radę, ale w tej wyraźnie widać, że dwadzieścia kilka minut nie wystarczyło, by stworzyć rzecz poruszającą. Do refleksji na pewno nie zachęca, bo cały morał mamy wyłożony na talerzu z emocjonalnością wyschniętego pnia. Trudno mi stwierdzić, czy jeśli kolejne opowieści będą przedstawione tak po łebkach, to ktokolwiek coś z tego wyniesie…

Na początku byłam pełna optymizmu, bo Onihei sprawiało wrażenie kina dojrzałego i pozbawionego najbardziej irytujących popularnych schematów, z każdym kolejnym odcinkiem jednak przekonywałam się, że „dla dorosłych widzów” to jednak zdecydowanie za mało. Takim historiom, które nie są stricte kryminałami, potrzeba odpowiedniego klimatu – odrobiny nostalgii i przede wszystkim wyczucia. Natomiast pokazane do tej pory opowieści, a zwłaszcza przedstawiona w tym odcinku, prezentują wybrane opowiadania w sposób mało wciągający, przewidywalny i wręcz nudny. Teoretycznie to dopiero ¼ materiału, ale jeśli całość okaże się taka nierówna, to nie mam pojęcia, kto będzie zadowolony z seansu…

P.S. Tym razem było sporo ujęć w zatłoczonym mieście i potworne ludziki 3D ponownie zaczęły straszyć…

Leave a comment for: "Onihei – odcinek 3"