Youjo Senki – odcinek 1

Japończycy i ich tendencja do robienia anime, mang i gier o czymś, co ma przypominać historyczne konflikty, ale nimi nie być, nieodmiennie mnie irytują. Zamiast zrobić rzetelną produkcję wojenną, mocno osadzoną w realiach historycznych, zawsze czują się w obowiązku nawciskać do czegoś takiego różnych dziwactw i głupot, podnoszących „atrakcyjność”. Youjo Senki jest kolejnym przykładem takiego podejścia.

Tym razem wzięto na warsztat I wojnę światową. Pozmieniano nazwy krajów, do tego lokalny odpowiednik Niemiec walczy sam z całym światem. Idzie mu tak sobie, a fakt, że jeszcze nie padł, zawdzięcza magom, którzy latają nad polami bitew, robiąc za lokalny odpowiednik lotnictwa liniowego z tego okresu historycznego. Oczywiście inne strony też mają swoich magów, aby nie było za łatwo. Fabuła skupia się na najbardziej krwawym odcinku walk – froncie zachodnim, gdzie nasi „Niemcy-wcale-nie-Niemcy” walczą z „Francuzami-którzy-wcale-nie-są-Francuzami”. Choć wannabe Germańce dostają łomot, to za sprawą eskadry magów udaje im się uniknąć pogromu. Eskadry, w skład której wchodzą m.in. psychopatyczne loli i uciekinierka z planu K-ON!!, którym ktoś rozciągnął oczy otwieraczem do słoików.

  

Początek tego anime zrobił nawet na mnie niezłe wrażenie. Ładna grafika, niepozbawiona detali i historycznych smaczków (widzimy np. żołnierzy w mundurach wzorowanych na francuskich z wczesnego okresu I wojny światowej), do tego fajna, odpowiednio epicka i podniosła muzyka. Nawet te pomysły z magami latającymi na metalowych konio-skuterach i łyżwo-nartach, strzelającymi z karabinów jak z armat, byłbym w stanie przełknąć, traktując je jako zło konieczne. Niestety, pomysł aby w rolach żołnierzy obsadzić loli nie przypadł mi już do gustu. Główna bohaterka, Tania Degureczaw, realizuje wyjątkowo irytujący stereotyp psychopatycznej maszyny do zabijania w ciele dziecka. Początkowo byłem w stanie przyjąć, że może po prostu zafundowano jej jakieś pranie mózgu (co by potwierdzały patriotyczne frazesy, którymi hojnie szafuje), ale ostatecznie okazuje się, że mamy do czynienia z rasową sadystką, która pasowałaby do SS.

  

Co ciekawe, jej moé (karykaturalnie, ale jednak) podwładna nosi, podobnie jak swoja przełożona, rosyjskie imię i nazwisko. Jednak fabularnie nie wnosi do fabuły niczego. Na dobrą sprawę pierwszy odcinek był popisem jednej aktorki, okraszonym różnej maści komentarzami panów w sztabach obu stron. Nie wiem na razie, czy którykolwiek z tych panów ruszy kiedykolwiek tyłek ze stolicy i odegra jakąś rolę fabularną – mam nadzieję, że tak, chyba że twórcy postanowią dołączyć kolejne dziewczątka o oczach przypominających meduzy i zafundować nam anime z gatunku „Słodkie dziewczęta robią okrutne rzeczy”.

  

Jasne, wyzłośliwiam się. Ale powiem tak – gdyby w miejsce tych dzieciaków wsadzić normalnych, dorosłych bohaterów (niechby i po przejściach, w końcu to wojna), to Youjo Senki zapowiadałoby się naprawdę fajnie. Ale że wizja, w której armia olbrzymiego państwa wysyła na front małe dziewczynki, wywołuje w moim mózgu spory error, nie wróżę tej produkcji niczego dobrego. Acz nie wykluczam, że popularność zdobędzie.

Leave a comment for: "Youjo Senki – odcinek 1"