Clockwork Planet – odcinek 3

Po niespodziewanym spotkaniu Marie zaprasza Naoto i RyuZU na pogawędkę dotyczącą zbliżającej się zagłady miasta. Podczas arcyważnej rozmowy przy ciasteczkach młoda zegarmistrz żąda od Naoto, by zwrócił androida, który należy do jej rodziny. Kiedy chłopiec odmawia, Marie stwierdza, że w sumie to zawsze można młodego zabić, ciało ukryć, a robota zabrać – problem polega na tym, że RyuZU nie ma ochoty opuszczać swojego mistrza, więc demonstruje niedoszłym mordercom i porywaczom ułamek swoich umiejętności. Wkrótce wychodzi na jaw, że może Naoto i jest głupi, ale ma SŁUCH! I SŁYSZY, że na poziomie 24 cuś zgrzyta, dlatego Marie postanawia połączyć z nim siły i uratować Kioto…

 

 

No dobrze, jako że to moja ostatnia zajawka do Clockwork Planet i zarazem moja ostatnia styczność z tym dziełem, teraz pozwolę sobie na metaforyczne mordowanie kotków i wyrzucę z siebie wszystko, co mnie w tej serii wkurza. Po pierwsze, całe założenie jest o kant tyłka potłuc, bo nie ogarniam, jak to się stało, że całego tego mechanizmu już dawno szlag nie trafił, biorąc pod uwagę zdolności zegarmistrzów. Przypominam, głównym bohaterem jest koleś, który nie potrafi naprawić budzika, potrafił za to postawić na nogi megawypasionego androida, który od dwustu lat spędzał sen z powiek profesjonalistom. Serio, przez ponad dwieście lat żaden geniusz nie wpadł na to, żeby wziąć cholerny śrubokręt i dokręcić jedną cholerną śrubkę! Że to się wszystko w diabły nie rozsypało… Po drugie, mamy wypasionego androida, takiego że mucha nie siada, i zostajemy poproszeni o pomoc w uratowaniu dwudziestu milionów ludzi. Odmawiamy. Niech będzie, nie każdy rodzi się Tonym Starkiem czy innym Kapitanem Ameryką. Ale! Dowiadujemy się, że gdzieś tam w szwankującej wieży czeka na nas drugi, lepsiejszy android, co ma czarne włosy i wiąże je w kucyka – a niech se wojsko strzela, coco jambo, idziemy ratować świat! Po trzecie, mamy niecałe siedem godzin, zanim wszystko radośnie pieprznie i z Kioto zostanie góra żelastwa posypana ludzkimi zwłokami – po co się spieszyć, oświadczyny androidowi są ważniejsze… Brak mi słów, żeby wyrazić, ile idiotyzmów mieści się w jednym odcinku tego badziewia. Dno, metr mułu i szuwary.

 

Żeby jednak nie było tak całkiem negatywnie – czasami scenarzysta odstawia to, czego bierze za dużo i wtedy niektóre rzeczy mają ręce i nogi. Na przykład ochroniarz Marie wygląda i zachowuje się jak ochroniarz, co wcale nie jest normą w anime. Marie wpada na pomysł, żeby nagrać błyskającego okularami szefa, kiedy przyznaje się do konszachtów z wojskiem i ogólnie bycia podłą gnidą. Rzecz w tym,  że są to tylko maleńkie przebłyski w morzu kiczu, tandety i kretynizmu. Grafika jest taka se, muzyka jest beznadziejna. Nie polecam, wręcz przeciwnie, radzę omijać szerokim łukiem, chyba że ktoś sympatyzuje z protagonistą-idiotą i ma ochotę oglądać, jak z zupełnie niewyjaśnionych przyczyn klei się do niego stadko słodkich dziewuszek.

P.S. Zwracam honor Marie, nie jest taka zła, razem z szoferem tworzą wyjątkowo zgrany duet i w sumie gdyby to ona była główną bohaterką, zapewne oglądałabym serię dalej.

Leave a comment for: "Clockwork Planet – odcinek 3"