Fukumenkei Noise – odcinek 3

Oprócz problemów trójki głównych bohaterów pojawia się tu i tam jeszcze jeden wątek – a mianowicie zespołu muzycznego In NO Hurry to Shout – i przyznam szczerze, że jakoś do tej pory nie zwracałam na nich szczególnej uwagi. Chyba to mój błąd, bo najwyraźniej nie będą zapełniać odległego trzeciego planu, skoro sukcesywnie pojawiają się coraz częściej i wyraźniej… Na razie jednak towarzyszymy Momo przy piciu herbaty (czy kawy) oraz uzewnętrznianiu się, dlaczego nie chce się spotkać z główną bohaterką – no, bo zaniemoże… Znaczy, twórczo zaniemoże, gdyż najwyraźniej nasza „diva” odbiera mu wszelką inspirację.

Tymczasem szkolna grupa muzyczna ma problem – Miou stwierdza, że już więcej nie chce śpiewać. Sielską dyskusję przerywa niezapowiedziane przybycie Arisugawy – w efekcie dziewczęta ucinają sobie babską pogawędkę. Główna bohaterka wzięła sobie do serca uwagę, że może jej głos wcale nie jest tak dobry, i postanawia coś z tym zrobić, ale na początek potrzebuje szczerej opinii i paru wskazówek od kogoś, kto się na tym zna. Uff, jak dobrze, że ta cała Miou nie jest aż tak zawistna, na jaką wygląda i jest w stanie zmięknąć w obliczu szczerych intencji głównej bohaterki!

Swoją drogą, minęło już dobre pięć minut odcinka i, poza openingiem, nie było jeszcze żadnego śpiewania. Moje słowa z poprzedniego odcinka stają się prorocze – to się da niemalże oglądać! Ale, uwaga, czerwony alarm!!! Bohaterka, chodząca na co dzień w masce ochronnej, nagle pod wpływem ognistej przemowy z impetem sięga do twarzy, by ją ściągnąć – a ja panicznie rzucam się do myszki od komputera, by być przygotowaną na nagłą konieczność ściszenie głosu. Uff, to był tylko fałszywy alarm, ale ciśnienie mi podskoczyło. Cóż za emocje…

Miou zgadza się pomóc jej w opanowaniu podstaw modulacji głosu. Dziewczęta udają się więc na szkolny dach – na szczęście wspólne praktyki są zadziwiająco neutralne w wydźwięku. Staje się to też dalszą inspiracją głównej bohaterki do (wreszcie!) wzięcia się za podstawy. Kolejnym kopem motywacyjnym okazuje się to, że kompozytorem grupy In NO Hurry jest niejaki Momo Kiryuu – i że jego podstawowe dane personalne są takie same, jak TEGO Momo. Czyżby to był on?! Arisugawa nie jest pewna, ale postanawia uczepić się tego jak rzep psiego ogona. Zupełnie przypadkowo okazuje się też, że trwa rekrutacja na pozycję wokalisty, który będzie miał zaszczyt współpracować z rzeczonym Momo Kiryuu – oczywiście dziewczyna postanawia się zgłosić, ale tylko po to, by spotkać się z tą osobistością i przekonać, czy to ten Momo, czy ktoś zupełnie inny (czy ktoś ma jakieś wątpliwości, że to właśnie ten?).

Tymczasem szkolne kółko muzyczne odbywa poważne spotkanie, w którym uczestniczy osoba z zewnątrz – która obwieszcza, że Nino Arisugawa ma odpowiadający im głos i to ona powinna zostać główną wokalistką. Yuzu zgłasza veto i opuszcza pokój. Pozostali dziwią się, czemu, skoro ewidentnie założył zespół z myślą o pisaniu piosenek „pod Nino” – swoją drogą, czy ktoś jeszcze ma jakieś wątpliwości, o którym zespole tak naprawdę mówimy? Yuzu, popijając dziarsko biały magiczny napój ze słomką, przyśpieszający proces wzrostu, przemierza szkołę i nagle słyszy ją – śpiewającą piosenkę In NO Hurry (o dziwo, śpiewanie a capella w tym momencie nie kaleczy moich uszu i wypada dziwnie… neutralnie), co tylko go frustruje.

Kolejnego dnia dla odmiany pada deszcz – dziwne, w anime o szkolnych perypetiach zawsze jest ładna pogoda… Alice szybko dopada Yuzurihę na szkolnym korytarzu, by podzielić się z nim wiadomością, że być może odnalazła Momo i wysłała zgłoszenie na konkurs, by móc się o tym przekonać. Dopiero teraz Yuzu uświadamia sobie, że albo wóz, albo przewóz – albo chce Nino w zespole i ma ją dla siebie, albo nie chce, ale wtedy ten drugi ją dostanie – a co to, to nie! Za mało jednak dramaturgii w tej scenie – nasza dwójka przypadkiem podsłuchuje kolegów z zespołu, którzy akurat sobie rozmawiają o tym, że cóż za nieszczęście, że przez Alice Yuzu stracił głos! Znaczy no, nie jest w stanie śpiewać.

Poziom dramatu sięga zenitu, gdy chłopak rzuca się w długą, a Alice go oczywiście goni – dobra jest w gonieniu ludzi, którzy przed nią uciekają! Tak na piątkę z plusem. A więc to miał na myśli sześć lat temu, gdy jako dzieciak na plaży powiedział Arisugawie, że on nie może śpiewać, bo zamieni się w morską pianę i zniknie. I dlatego właśnie w tym odcinku pada deszcz – by mogli wybiec na szkolny dach i dramatycznie moknąć tam sobie razem! Tymczasem Momo jest bardzo nie w sosie – jego menedżerka przesłuchała zgłoszenia i oczywiście zakwalifikowała Nino do dalszego etapu. I tak oto jeden jęczy, że jak ją spotkał, to nagle jak nie mógł, tak może; a drugi z kolei jęczy, że jej nie spotka, bo zaniemoże.

   
 Dwa karpiki. Jeden nawet bardziej karpik, niż drugi, bo głosu wydać nie może…

Trzeci odcinek za nami. Częściowo spełniło się moje skryte marzenie, by w tym anime było mniej la la la i mrugających gwiazdek orzących bruzdy kory mózgowej – i dzięki temu prostemu zabiegowi seria awansuje z niestrawnej na niemalże neutralną w odbiorze. Inne piosenki z repertuaru też trudno uznać za przyjemnie brzmiące, ale są na tyle nijakie, że po prostu stanowią tło. Poza muzyką anime pławi się z lubością w dramatyzmie – ja osobiście lubię te znęcanie się nad bohaterami przez przeciwności losu, ale jest jeden warunek – muszę ich najpierw polubić. Niestety tutaj wszystko jest tak absurdalne i irracjonalne, że są mi absolutnie obojętni – naiwna panienka, zazdrosny kurdupel i cyniczny buc. No, chyba że celem twórców jest, bym ich tak znielubiła, by z radością napawać się tym, jak cierpią? Ważnym aspektem tego odcinka jest animacja – o ile w poprzednim odcinku była ogólnie przeciętna, tak w tym mam wrażenie, że jest coraz brzydsza – mnóstwo wstawek w SD, które są potwornie brzydkie. Jest dużo zbliżeń kamery na twarze, na których często bohaterowie mają oczy wielkości spodków. Oj, chyba budżet poszedł na animacje 3D podczas koncertu muzycznego i widać cięcia… To jeszcze nie poziom karykatury, ale zdecydowanie nie jest to seria, którą ogląda się dla ładnej grafiki.

Dotychczasowy rekord w oczach wielkości spodków

Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, co zrobić dalej z tym anime – kontynuować czy rzucić w kąt? Z jednej strony jest to brzydkie, wątek muzyczny leży i kwiczy, a bohaterowie mnie nie ujęli. Ale z drugiej strony jestem minimalnie zaciekawiona, co będzie dalej – być może jednak złapałam się w sidła tego, że znielubiłam postaci tak, że chcę patrzeć, jak dalej cierpią? Tak więc jeśli sięgnę po część dalszą to po to, by poskakać po kilkanaście klatek w przód i zaspokoić moją masochistyczną ciekawość. Ale nie w ramach relaksującego seansu, a lubowania się w cierpieniu – pamiętajcie, cierpienie uszlachetnia! No więc, czuję potrzebę uszlachetnienia się. Kto nie ma nic lepszego do oglądania, a nie zniechęciła go jakoś bardzo do tej pory ta seria – a niech ogląda. Materiałem wyjściowym jest manga – i to chyba jedna z tych mang, która lepiej, by pozostała bez ekranizacji, bo ta zbyt uwypukla jej wady… Lepiej tę całą warstwę dźwiękową pozostawić w sferze wyobraźni.

Leave a comment for: "Fukumenkei Noise – odcinek 3"