Gin no Guardian – odcinek 1

Zacznijmy klasycznie: nie wiem, co obejrzałam, ale nie jestem pewna, czy faktycznie warto się dowiadywać…

Powiedzmy, że rozumiem zabieg artystyczny polegający na rozpoczynaniu fabuły in media res. Ba, umiem wskazać nawet przynajmniej jeden związany z anime przykład, kiedy pokazanie na wstępie finału całkiem zawikłanej intrygi w niczym nie przeszkadzało w cieszeniu się dalszym seansem. Próbuję jednak – bez skutecznie i szczerze mówiąc, bez większego przekonania – odgadnąć, co kieruje twórcami Gin no Guardian. Oczywiście to wszystko może być zmyłka i w następnych odcinkach zamiast retrospekcji pokazującej, jak doszło do przedstawionej na początku sytuacji, będziemy oglądać ciąg dalszy, ale niestety nie miałabym na to zbyt wielkiej nadziei.

  

Jakaż to sytuacja? Ano, jak się dowiadujemy z natchnionej narracji prowadzonej przez różowowłosą Rei Riku, pewien młodzieniec walczy w obronie naszego świata z przeważającymi siłami wroga. Co też oglądamy. I oglądamy. I oglądamy. I dalej jest tak samo idiotyczne oraz paskudnie komputerowe. Swoją drogą, to pewna sztuka, by tak rozwałkę na taką skalę pokazać w tak kompletnie nieciekawy sposób…

   

   

Dalej następuje przeskok do wydarzeń mających miejsce rok wcześniej, kiedy to rzeczony młodzieniec, Suigin, jest cieciem i sprzątaczem na basenie o głębokości Jeziora Hańcza, mały kotek zostaje przez chuliganów wrzucony do wody (kiedy ostatnio sprawdzałam, na basen zwierzaki wstępu nie miały), a bohater prawie się topi. Koniec scenki. Nie, serio, dowiadujemy się tylko potem, że został uratowany. Po czym następuje powrót do sieczki oraz koniec odcinka, którego fabułę dałoby się w sumie zamknąć może w pięciu minutach, acz to też pewnie wywołałoby pewne dłużyzny.

   

Niestety jak do tej pory chińsko-japońskie animacje, za którym stoi firma Emon nie cieszą się najlepszą opinią. Z tajemniczych powodów co do sztuki są niedofinansowane i niedopracowane pod każdym względem, od fabuły po grafikę. Absolutnie nic nie wskazuje, by Gin no Guardian miał odwrócić ten trend, ale dla recenzenckiej uczciwości opiszemy jeszcze dwa kolejne odcinki.

   

Leave a comment for: "Gin no Guardian – odcinek 1"