Re:Creators – odcinek 1

Początek to mieszanka dość nierówna. Z jednej strony obserwujemy głównego bohatera, Soutę Mizushino, i jego życie typowego japońskiego nastolatka – szkoła, dom, zapracowana matka i fascynacja mangą, anime czy jak kto woli, kulturą otaku w ogóle, a z drugiej mamy tajemnicze sceny poświęcone pannie w okularach, która najprawdopodobniej popełnia samobójstwo, skacząc pod koła rozpędzonego pociągu. Czy tak jest naprawdę, tego nie wiemy (stara zasada – nie ma ciała, nic nie jest pewne), ale nie wiemy też, jaka jest jej rola w wydarzeniach, rozgrywających się później. A dzieje się sporo. Za pomocą magicznego iPada Souta przenosi się do świata anime, którego zwiastun właśnie oglądał. Jak? Cholera wie. Czemu? Cholera wie, ale nie dość, że ma okazję obejrzeć pojedynek pomiędzy główną bohaterką anime, Celestią Yupitilią, a dziwacznie ubraną panną z fetyszem na punkcie szabli, to jeszcze sam dostaje się w krzyżowy ogień. Koniec końców Celestia ratuje Soutę i razem z nim przenosi się z powrotem do Japonii, gdzie dochodzi do kolejnej bitwy z rzeczoną antagonistką. Tym razem jednak starcie zostaje przerwane przez tajemniczą nieznajomą, uzbrojoną w… magiczne ATGM-y? Panna magiczka postanawia się przyłączyć do Souty i Celestii… bo tak i rozpoczyna przeżeranie zapasów pieniężnych chłopaka.

Cóż, pewne rzeczy podobały mi się bardzo, pewne nie bardzo, ale zacznijmy od pozytywów. Sceny w pokoju Souty, gdy uruchomił komputer, pokazały bardzo wiarygodny interfejs programu do obróbki graficznej (jaki konkretnie nie wiem, bo się nie znam), a także przeróżne strony internetowe, takoż odwzorowane z ogromną pieczołowitością (w oczy szczególnie rzuca się Twitter i Nico Nico Douga). Samo założenie fabularne, czyli przeniesienie postaci z przeróżnych mang/anime/light novel do naszego świata daje duży potencjał, ale wszystko zależy od tego, jak twórcy pociągną i scenariusz, i postaci, zwłaszcza Soutę, który wypada już nie tyle sztampowo, co po prostu kompletnie nijako. Ciekawą obserwacją jest to, że „poziom” danego anime można mierzyć za pomocą ilości technobełkotu, jaki wyrzucają z siebie postaci, i skomplikowania nazw przeróżnych przedmiotów. Na przykład mech w tym przypadku nazywa się Vogelchevalier. Ja wiem, tak brzmi bardziej, ale mimo wszystko jakoś tak…

Przynajmniej od strony technicznej nie ma na co narzekać – obraz jest wyraźny, tła dokładne, a muzyka to klasyczny Hiroyuki Sawano. Pytanie brzmi, czy studio da radę utrzymać tę jakość przez cały czas trwania serii. Nieco gorzej wypadają na tym tle panienki, bo ich ubiór jest tak koszmarnie abstrakcyjny, że zapamiętam je chyba tylko, jeśli nadadzą im ciekawe osobowości. Albo wypuszczą z nimi dobre doujiny, wszystko jedno. Są jednak rzeczy których przemilczeć nie mogę, jak choćby pancerny mini cooper, który bohaterowie zwinęli pierwszemu kierowcy, jaki się napatoczył. Piszę „pancerny”, bo autko wywinęło kozła, przywaliło maską w barierę magicznych mieczy i wylądowało na dachu, po czym przeszurało tak jeszcze kilka metrów i jedyne uszkodzenia to lekko wgnieciony zderzak. Tak wiem, glorious nippon steel folded over 10k times, ale wszystko ma granice. Tym bardziej, że to nie jest japoński samochód, tylko (aktualnie przynajmniej) niemiecki!

Zobaczymy co się z tego urodzi, bo jak na razie mam mieszane odczucia.

Comments on: "Re:Creators – odcinek 1" (1)

  1. Yonash95 said:

    Zawsze oglądnę, choćby z szacunku dla Mikako Komatsu w roli Celesti Yupitili <3 ;)

Leave a comment for: "Re:Creators – odcinek 1"

Kliknij tutaj, aby anulować odpowiadanie.