Room Mate – odcinki 1-3

Być może istnieją kobiety, które preferują panów 2D od 3D – nie jest to wiedza potrzebna mi do szczęścia, ale powstanie Room Mate sugeruje, że coś może być na rzeczy. Zapewne kojarzycie te wszystkie śpiące, ćwiczące Hinako i pokrewne, obrzydliwie słodki destylat marzeń panów, dla których japońska animowana waifu to ideał i cel w życiu. Cóż, jeżeli i Wam, drogie czytelniczki, marzy się kolorowy bishounen, który będzie rozmawiał tylko z Wami i rumienił się na Wasz widok, zapraszam na seans. Ponieważ twórcy byli hojni, zamiast jednego narysowanego słodziaka dostajecie aż trzech! Oczywiście każdy ma inny zestaw cech, tak żeby można sobie było wybrać: Takumi Ashihara to introwertyczny, wysportowany student, który lubi samotnie gapić się w gwiazdy, Aoi Nishina jest uroczym moé blondynkiem i do tego aktorem, a Shinya Miyasaka to stateczny biały kołnierzyk z zapędami ekshibicjonistycznymi. To jak, ma być melancholijny, słodki czy trochę szorstki w obejściu?

 

 

Nie musicie martwić się o konkurencję, to nie haremówka, gdzie należne Wam miejsce zajmuje jakaś pozbawiona kręgosłupa ciepła klucha. Wyobraźcie sobie, że właśnie zostałyście menedżerkami pięknej rezydencji – tuptacie ze swoją różową walizą na miejsce, gdzie już przy drzwiach wita Was Takumi! Potem jest tylko lepiej, w środku ociekającym kiczem czeka na Was śliczny i uśmiechnięty Aoi, a z wnętrza wyłania się owinięty tylko ręcznikiem w strategicznym miejscu Shinya… Możecie im gotować oraz zapewniać ich o wsparciu, kiedy dostają propozycję zostania profesjonalnym alpinistą lub ćwiczą do nowej roli. A jak wleziecie na dach, żeby pocieszyć biednego Takumiego i się potkniecie, to on Was złapie tymi mocnymi, umięśnionymi łapkami – żyć, nie umierać.

 

 

Mniej więcej tak prezentuje się fabuła trzech czterominutowych odcinków rzeczonego „dzieła”. Co prawda ja nie jestem grupą docelową, ponieważ różowe walizki uważam za niepraktyczne i niegustowne, a co do pchania się na dach, „…tak wysoko nie wlizę, gdyż na sztorc chodzić nie umiem, ani nie podskoczę, bo za ciężką mam dupę”, że zacytuję klasyka. Poza tym panowie też nie do końca spełniają moje wygórowane oczekiwania – nie to, że nie lubię narysowanych, ale niekoniecznie takich krzywych. Gotować leniom nie będę, Bozia rączki dała, niech sobie sami jedzenie przygotowują. W ogóle co to za facet, który będąc dorosłym, nawet żreć sobie nie potrafi zrobić. Moim zdaniem bohaterowie nie potrzebują ukochanej, tylko niani, bo szanująca się gosposia wysłałaby ich do diabła, jakby jej raz i drugi jakiś korposzczurek przetuptał, ociekając wodą, po świeżo umytej i wypastowanej podłodze.

Gdyby to chociaż ładne było, ale jak już napisałam, projekty postaci są krzywe i bardzo topornie narysowane, a jedynym w miarę przyzwoitym elementem oprawy graficznej są tła. Animacja to niemalże pokaz slajdów, a muzyka praktycznie nie istnieje. Pomijam słabiutko zaśpiewany ending, którego teledysk dopełnia obrazu nędzy i rozpaczy. Otóż widzimy panów siedzących na sofie i nagle pojawiający się brokat/promienie światła, sprawiające, że ubrania bohaterów znikają. Na końcu mamy wątpliwą przyjemność oglądania Takumiego, Aoiego i Shinyi, jak ich Pan Bóg stworzył. W każdym odcinku sekwencja wygląda trochę inaczej, ale to przynajmniej tłumaczy, na co twórcy wydali wszystkie pieniądze (nie to, żeby było ich dużo).

Leave a comment for: "Room Mate – odcinki 1-3"