Sagrada Reset – odcinek 2

Prawdopodobnie mogę mieć pretensje tylko do siebie, ale w ogólnym kołowrocie przygotowywania zapowiedzi sezonu nie uczyłam się na pamięć informacji o poszczególnych seriach i chociaż coś jakoś mi się z (ledwie pamiętanym) opisem nie zgadzało, nie zwróciłam na to większej uwagi. A powinnam, bo wtedy bym wiedziała, że pokazane na razie wydarzenia to był dopiero wstęp, po którym akcja przeskakuje o dwa lata…

  

Zaczynamy jednak od zakończenia historii Mari Kurakawy, która tak naprawdę nie żyje od siedmiu lat. Ale czy na pewno można tak powiedzieć? „Mari”, którą poznajemy, jest człowiekiem z krwi i kości, na pewno nie zjawą, tyle tylko, że została stworzona przez nadnaturalną zdolność swojej „matki”, rozpaczającej po stracie martwo urodzonego dziecka. Trudno się jednak dziwić, że świadomość tego, że tak naprawdę zamiast córki ma jakieś zastępstwo, jest nieznośna i z czasem sprawia, że matka Mari odsuwa się od niej. Ostatecznie, za zgodą Biura (czyli jakiejś jednostki mającej chyba panować nad całym tym nadnaturalnym bajzlem), wyjeżdża z Sakurady, żeby zapomnieć o istnieniu Mari. Kei postanawia zainterweniować – zresetować czas i skłonić kobietę do zmiany decyzji. Misora początkowo jest temu przeciwna, ale ostatecznie się na wymyślony przez Keia plan. Wszystko kończy się dobrze, wszyscy żyją długo i szczęśliwie…

  

Tyle tylko, że wcale nie. Pół miesiąca później, pierwszego września, Kei dowiaduje się, że w górskim potoku zostało znalezione ciało Sumire Soumy, zaś za przyczynę śmierci uznano nieszczęśliwy wypadek. To jasne, co należałoby zrobić… Ale Misora nie może dwa razy zresetować tego samego czasu, zaś tak się składa, że zdążyła już wykorzystać swoją umiejętność, by – na prośbę Keia – cofnąć pozornie drobne wydarzenie. Tu właśnie akcja przeskakuje o dwa lata, zaś poznany już przez nas pracownik Biura, pan Tsushima, składa Keiowi i Misorze propozycję nie do odrzucenia – założenia szkolnego klubu i pomagania ludziom.

  

Zacznijmy dla porządku od tego, że seria nadal opiera się na dialogach do tego stopnia, że jako słuchowisko niewiele by straciła. Przez większość czasu obserwujemy bohaterów stojących możliwie nieruchomo i rozmawiających na tematy o różnym stopniu abstrakcji. Wymaga to pewnej cierpliwości, no i chwilami robi się zdecydowanie za bardzo natchnione, ale tak jak poprzednio trudno się oprzeć wrażeniu, że te rozmowy mają charakter do pewnego stopnia zastępczy, że tak naprawdę chodzi o coś zupełnie innego niż się w tym momencie wydaje… Biorąc pod uwagę okoliczności śmierci Sumire (pokazanej, teraz można to napisać, na końcu pierwszego odcinka), widać, że bardzo dużo jest tu jeszcze do wyjaśnienia. To dobrze, bo może to dać scenariuszowi przyzwoity kręgosłup, a bohaterom – jakąś motywację do działania.

Nieco gorzej oceniam zamknięcie historii Mari i jej matki. Owszem, zgrabnie wymyślono wykorzystanie różnych mocy znajomych Keia i Misory, a także ich samych. Problem polega na tym, że nie przepadam za rozwiązaniami polegającymi na odgórnym decydowaniu, co jest dla innych dobre, oraz bawieniu się w domorosłych psychologów (w szczególności w wykonaniu gimbazy). Jakoś to się dało przełknąć, ale jeśli podobne zagrywki będą wykorzystywane w przyszłości, to marnie wróżę tej serii. Chociaż ładunek emocjonalny był w tym wszystkim niezły – nie mam pretensji do samego poprowadzenia tego wątku, tylko do jego zakończenia.

Odnoszę wrażenie, że Sagrada Reset nie dałoby się zrobić „lepiej” o tyle, że to, co dla większości widzów nieznośne, czyli te rozwleczone dialogi, praktycznie na pewno są elementem wyróżniającym oryginał, którego nie da się pominąć w ekranizacji. Na pewno nie zachęcam nikogo, żeby się zmuszał do seansu, bo to nie ma sensu, widać już wyraźnie, jaki charakter i jakie tempo będzie miała ta seria. Mnie z jakiegoś powodu wydaje się intrygująca, mam też nadzieję, że trzeci odcinek, rozpoczynający nowy epizod, pokaże, jak bardzo zmienili się bohaterowie przez te dwa lata.

Leave a comment for: "Sagrada Reset – odcinek 2"