Seikai Suru Kado – odcinek 3

Rozmowy pomiędzy tajemniczym przybyszem a rządem Japonii mają się rozpocząć, najpierw jednak trzeba ustalić warunki wstępne. Yaha-kui zaShunina życzy sobie, by negocjacje były swobodnie transmitowane na cały świat, jako że obawia się potencjalnych zniekształceń wynikających z pośredniego przekazywania informacji. Oznacza to także, że spotkanie z delegacją rządową zostanie zorganizowane bezpośrednio na płycie lotniska. W międzyczasie poznajemy jeszcze parę osób, jak pokazaną już poprzednio negocjatorkę, Sarakę Tsukai, a także jakiegoś łebka z mediów, który jest animowany komputerowo, więc pewnie będzie ważny.

  

Ponieważ zaShunina stawia przede wszystkim na transparentność komunikacji, rozmowy zaczyna od wyjaśnienia, kim jest i skąd przychodzi. Zaryzykuję tutaj, ale przypuszczam, że potrafię wszystkie te trudne terminy i teorie streścić w słowach zrozumiałych dla zwykłego śmiertelnika i że poradzę sobie z tym prawie tak dobrze, jak Shindou. Otóż Yaha-kui przybywa ze świata obok, żeby przywieźć nam szklane paciorki… Serio, czy nikt nie złapał tego skojarzenia, czy też twórcy puszczają oko do widzów?

  

Na razie wychodzi na to, że zaShunina chce się dzielić zaawansowaną wiedzą i pomóc ludzkości w rozwoju po prostu dlatego, że może – coś na tej zasadzie, na jakiej my na wyjeździe nakarmimy bezpańskiego kota kręcącego się koło kempingu. Nic go to nie kosztuje, więc czemu nie? Wyjaśnia także, że wybrał Japonię, ponieważ jest to kraj najzadziobistszy na świecie… Albo jakoś tak, nie wiem, bo w tym momencie dostałam ataku śmiechu. I to właściwie już wszystko, chociaż oczywiście pominęłam parę pomniejszych dialogów służących przypomnieniu, jak bardzo niezwykłą i godną zaufania osobą jest Shindou, bo w sumie to już chyba wszyscy powinniśmy wiedzieć.

  

Spróbuję teraz powstrzymać się od nadmiernej złośliwości i oszacować Seikai Suru Kado, co nie będzie łatwe, ponieważ w dalszym ciągu scenariusz sprawia wrażenie, jakby to była dopiero przygrywka. Z zapowiedzi następnego odcinka można by wnioskować, że reszta świata ze zrozumiałym brakiem zachwytu przyjmie wiadomość o tym, że „nieskończone źródło energii” zostało wręczone właśnie Japonii; pytanie też, czy japoński rząd wykaże się w tej sprawie zdrowym podejściem i postara się położyć na cudownym perpetum mobile łapę. Bardzo się jednak obawiam, że to anime może okazać się przeraźliwie wręcz naiwne. W tym momencie żywo kojarzy mi się z tym, co w zamierzchłej epoce nazywano „produkcyjniakami” i nie zdziwiłabym się, gdyby pokazywało, jak piękny i wartościowy jest postęp i jak poszczególne wredne jednostki się mu sprzeciwiają z głupoty lub dla ciemnych interesów. Jak mówię: chciałabym się mylić i może się mylę, może ta seria okaże się w gruncie rzeczy cyniczna i pozbawiona złudzeń, ale nie stawiałabym na to znaczących kwot pieniędzy. Nie wróży dobrze to, że na razie nikt absolutnie nie kwestionuje motywacji przybysza, nie wykazuje w stosunku do niego cienia ostrożności, nie zadaje pytanie, czy to, co on mówi, faktycznie musi być prawdą… Kto wie, może to wszystko jeszcze się pojawi, ale znowu – nie zakładałabym się.

Na razie Seikai Suru Kado nie ma nic, co zatrzymałoby mnie przy ekranie. Fabuła na tym etapie nadal jest nudna i rozwija się rozpaczliwie wolno, a co gorsza, wbrew wszelkim obietnicom nie widzę tu ani jednej charyzmatycznej postaci, która zachęciłaby mnie do kontynuowania seansu. Jeśli już, nabieram ochoty na powtórzenie sobie Gatchaman CROWDS insight – trochę to samo, ale o ile lepiej zrobione…

Leave a comment for: "Seikai Suru Kado – odcinek 3"