Seikai Suru Kado – odcinki 0-1

Jako niespodziankę i bonus dostaliśmy na dzieńdobry dwa odcinki, z czego ten zerowy jest czymś w rodzaju prequela głównej historii, mającego zaprezentować bohaterów. A przy okazji możliwości scenarzystów i grafików – jedno i drugie w jak najgorszym świetle.

Poznajemy pana Koujirou Shindou, będącego (jeszcze) urzędnikiem w japońskim Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i cieszącego się opinią najlepszego w kraju negocjatora. Wprawdzie za miesiąc ma zostać przeniesiony do Ministerstwa Spraw Zagranicznych, na razie jednak wraz ze swoim kolegą, Shunem Hanamorim (jak rozumiem, nieformalnym podwładnym, zapewne kouhaiem) dostaje polecenie przeprowadzenia negocjacji w celu wykupienia terenu, na którym obecnie stoi nieduża fabryka. Zakład jest przestarzały i wydaje się, że lata świetności ma już za sobą, więc sprzedanie go za bardzo przyzwoitą sumę to najlepsze, co może zrobić właściciel. Jednakże Shindou dostrzega w całej sprawie drugie dno i ostatecznie doprowadza sprawy do finału niezgodnego ze wstępnymi założeniami, ale satysfakcjonującego dla wszystkich zainteresowanych, w tym zleceniodawcy, podsekretarza Igarashiego. My natomiast dowiadujemy się, że Shindou to oryginał, ale przy tym człek prawy, inteligentny i w ogóle świecący przykładem tak, że powinno się na niego założyć abażur.

  

  

W scenach zamykających odcinek zerowy, a powtórzonych na początku pierwszego przenosimy się na lotnisko Haneda, gdzie Shindou i Hanamori wsiadają na pokład samolotu, by udać się na nową placówkę. Zanim jednak maszyna wzbije się w powietrze, nad lotniskiem pojawia się przedziwna konstrukcja, gigantyczny sześcian (jak później zmierzono – o boku długości 2 km), który, osiadając na ziemi, wchłania w siebie nieszczęsny samolot wraz z pasażerami.

Reszta odcinka upływa na oglądaniu relacji ze spotkań rządowego sztabu kryzysowego (bardzo letargicznie podchodzącego do sprawy), słuchaniu szczebiotania hiperaktywnie-infantylnej naukowczyni, doktor Shinawy oraz śledzeniu kolejnych prób spenetrowania dziwnego obiektu (nieudanych). Tutaj mała wskazówka dla scenarzystów: zetknięcie z Nieznanym to zawsze mocny akcent, a niepewność co do losu zaginionego samolotu trzymałaby nas może w napięciu… Gdyby wszystkie wcześniejsze materiały promocyjne nie zdradziły już, jak zakończy się ten incydent! Serio, po jaką prążkowaną cholerę tracić cały odcinek na coś, czego wynik został widzom przekazany na długo przed seansem?! W rezultacie po dwóch odcinkach wiemy na razie, że przybył Obcy. A, i że Shindou jest zadziobisty (przynajmniej zdaniem scenarzystów; wrażenia widzów mogą się różnić).

  

  

Obawiam się, że pod jednym względem ta zajawka nie oddaje serii sprawiedliwości. Otóż zatrzymane kadry nie do końca pokazują, do jakiego stopnia wszystkie ruchome obiekty, czyli ludzie i pojazdy, odcinają się od tła i sprawiają wrażenie plastikowych modeli przesuwanych po dekoracjach. Ludzie mają do tego momentami te dziwaczne, miękkawe ruchy, a momentami tę sztywność, charakterystyczne dla (źle zrobionej) grafiki komputerowej. Efekt jest taki, że pod względem szkaradzieństwa wizualnego ta seria nie tylko rzuca wyzwanie Alice to Zouroku, ale i pokonuje je w przedbiegach, bo tam przynajmniej od czasu do czasu trafiały się ładne tła. Właściwie jedyną ładną rzeczą, jaką mogę tu (subiektywnie) wskazać, jest poruszająca się powierzchnia sześcianu. W sam raz na wygaszacz ekranu, ale jako główny element odcinka anime to jednak trochę mało.

Zamiast czarnego konia sezonu mamy na razie dychawiczną chabetę – dla przyzwoitości obejrzę jeszcze dwa kolejne odcinki, ale obawiam się, że nie mogę na razie wyrazić nawet ostrożnej nadziei na poprawę.

Comments on: "Seikai Suru Kado – odcinki 0-1" (1)

  1. B0hna said:

    Cyt:,,świecący przykładem tak, że powinno się na niego założyć abażur.” .
    Śmiechłam, dzięki temu obejrzę to anime ;)

Leave a comment for: "Seikai Suru Kado – odcinki 0-1"