Katsugeki/Touken Ranbu – odcinek 3

O, patrzcie! To już ostatnia zajawka serii o antropomorficznych broniach, jak ten czas leci… Nie będę wysilać swojego nadwątlonego umysłu na wymyślenie porządnego suchara, chociaż czuję pod skórą, że jakiś bardzo by tu pasował.

Odcinek zaczyna się dynamicznie, nasze ostrza z werwą ruszają na ratunek historii i, przy okazji, cudzoziemskim pasażerom parowca, przy czym biegną chyba z drugiego końca miasta, bo większość roboty biorą na siebie Mutsunokami i Tonbokiri, z akcentem na tego pierwszego. W czwartej minucie jest już po wszystkim i nadchodzi czas na melancholię i snucie filozoficznych rozważań nad kruchością ludzkiego życia. Koniec końców wydarzenie, którego byliśmy świadkami, nie wpłynęło zbytnio na bieg historii. Następuje też pogłębienie rysu psychologicznego Mutsunokamiego. Wyraźnie wychodzą z niego ideały jego właściciela, czyt. Sakamoto Ryoumy. Dzięki czemu zapunktował u mnie bardzo, cóż, Ryouma ma wymoszczone ciepłe miejsce w moim sercu. Jednocześnie konflikt pomiędzy Matsunokamim a Izuminokamim zaostrza się bardzo gwałtownie i nie wiadomo, do czego by doszło, gdyby na scenę nie wkroczył mały Horikawa i nie przyjął na siebie roli mediatora. Mniej więcej w tym momencie każda fujoshi z odrobiną wyobraźni zaostrzyła ołówki, by tworzyć fanarty i fanfiki, albo przynajmniej zatarła rączki w oczekiwaniu na dzieła koleżanek. Koniec końców wszystko kończy się dobrze. Historia nie zostaje zmieniona, miecze zwyciężają w obligatoryjnej potyczce z Rewizjonistami, a skłóceni bohaterowie godzą się i żyją potem długo i szczęśliwie… aż do następnej kłótni.

   

   

Przestałam się oszukiwać, że ta seria ma w sobie jakąkolwiek wartość poza fanserwisem. Misja ratowania porządku dziejów jest szyta bardzo grubymi nićmi, a wieczne powtarzanie, że chłopcy wypełniają szalenie doniosłe zadanie staje się coraz mniej wiarygodne. Ważne są natomiast cieszenie oka wyglądem poszczególnych panów i pojenie serca ich interakcjami. Fabuła jest tutaj wyraźnie drugorzędnym bonusem, którego niedociągnięcia da się łyknąć, o ile twórcy będą smakowicie przyprawiać całość scenami wiadomego rodzaju. Nie skarżę się, bynajmniej, parę razy szczerze się zaśmiałam. Koniec końców uważam serię za przyzwoitą i dającą się polubić, chociaż trudno mi, mimo wyraźnych sugestii twórców, traktować ją poważnie. Odnoszę też wrażenie, że strona graficzna nie jest już tak piękna jak na początku, ale zwróciłam na to uwagę dopiero w trakcie łapania zrzutek.

Leave a comment for: "Katsugeki/Touken Ranbu – odcinek 3"