Keppeki Danshi! Aoyama-kun – odcinek 2

W drugim odcinku Keppeki Danshi! Aoyama-kun dało głębokiego nura i zaryło w dno… Nie wiem jak Was, ale mnie nigdy stalking nie bawił – gdyby nawet osoba włamująca się do mojego domu/szkolnej szafki/biura okazała się najsłodszym biszem na świecie, pierwszą i jedyną słuszną reakcją byłoby wezwanie policji. Cofam wszystkie pozytywne wyrażenia, jakimi obdarzyłam kolegów z drużyny Aoyamy, to jednak banda bezmózgich kretynów. Ktoś, czyli znana z poprzedniego odcinka psychofanka głównego bohatera, włamuje się do klubowej szatni, sprząta ją na połysk, a także zagląda do szafki każdego z zawodników, takoż robi w niej porządek, a nawet prasuje mundurki… Co robią panowie (z Aoyamą na czele), kiedy przyłapują ją na gorącym uczynku? Otóż proponują zostanie menedżerką… W tym momencie ręce mi opadły i z coraz większą irytacją zaczęłam spoglądać na zegar, nie mogąc doczekać się końca odcinka. Irytacja niestety wzrosła, ponieważ z minuty na minutę było coraz gorzej – w drugim odcinku nie uświadczycie sportu ani szkolnego życia, ponieważ dużo zabawniejsze okazało się wąchanie ręcznika Aoyamy i nasza stalkerka paradująca po boisku z kijem do baseballa nabijanym gwoździami, gotowa zatłuc każdego, kto owego ręcznika dotknie.

 

 

Jakby to… Seria odjechała w spodziewanym, ale niekoniecznie pożądanym kierunku. Mnie. To. Nie. Bawi. Wszystkie zaprezentowane sceny były kuriozalne, głupie, niebezpieczne i niesmaczne. Ja wiem, że to anime nie ma drugiego dna, ale do jasnej Anielki, główny bohater jest chory, a wszyscy dookoła mają jego chorobę głęboko w poważaniu i robią wszystko, byle tylko uprzykrzyć mu życie. I to nie z ludzkiej, zwyczajnej złośliwości (chciałabym, aby tak było), ale z głupoty i braku wyobraźni. Może ktoś uzna, że nie mam poczucia humoru, trudno, nie to, żeby mi zależało. Po prostu nie pojmuję, po co żartować z poważnej choroby, po co pokazywać, że podobne zachowanie jest praktycznie nieszkodliwe i jeżeli tylko chory jest przystojnym, popularnym i zdolnym człowiekiem, to na pewno spłynie to po nim jak po kaczce. Po jaką cholerę ukazywać stalking i włamanie jako coś słodkiego i uroczego. Mój mały móżdżek tego nie ogarnia i nie chce ogarniać.

Zostawmy jednak kwestie światopoglądowe i zastanówmy się, czy oprócz wspomnianych „żartów” seria oferuje cokolwiek. Otóż nie, nie oferuje zupełnie nic. Aoyama jest głównym bohaterem tylko w tytule, nie mam pojęcia, czy wypowiedział więcej jak dziesięć linijek tekstu, niby wszystko kręci się wokół niego, ale chłopak pozostaje biernym i zupełnie wypranym z uczuć manekinem, snującym się na drugim planie. Mimo to żal mi go trochę – niby wszyscy go podziwiają, ale jakoś nikt nie traktuje jak człowieka. Grafika pozostaje brzydka i toporna, a że to już drugi odcinek, darowano sobie pozory fabuły, więc i popyt na animację zmalał. Serio nie widzę nawet nikłego odblasku światełka w tunelu – jest ciemno, mokro i śmierdzi mułem. Jup, właśnie zapukaliśmy w dno… Chcecie obejrzeć zabawnego gniota? Cóż, tanukowa ekipa zgodnym chórem poleca Vatican Kiseki Chousakan, ponieważ Keppeki Danshi! Aoyama-kun kwalifikuje się tylko jako gniot.

Leave a comment for: "Keppeki Danshi! Aoyama-kun – odcinek 2"