Made in Abyss – odcinek 1

1900 lat przed czasami współczesnymi na odizolowanej wyspie odkryto kilometrowej średnicy dziurę o tak ogromnej głębokości, że nie sposób jej było dokładnie określić. Od tego czasu Otchłań – bo tak nazwano to miejsce – zwabiała nieprzeliczone rzesze odkrywców, którzy wydobyli z niej nieprzeliczone artefakty oraz skarby. Z czasem wokół krawędzi Otchłani powstało miasto nazwane Orth, a w nim sierociniec, którego lokatorką jest główna bohaterka Riko.

Mimo młodego wieku ma ona bardzo jasno postawiony cel – chce odnaleźć swoją matkę, która zaginęła w Otchłani. Jednak aby móc skorzystać z windy, dającej dostęp do niższych poziomów, trzeba mieć zezwolenie, które wcale nie jest łatwo dostać. Trzeba wcześniej wykazać się umiejętnościami, po czemu nadarza się okazja, gdy podczas ataku potwora z niespodziewaną pomocą Riko przychodzi robot wyglądający jak chłopiec.

Atak na potwora najwyraźniej całkowicie wyczerpał jego siły, jednak nie jest to nic, czego nie naprawiłby odpowiednio silny szok elektryczny, który budzi Rega, bo takie imię otrzymuje, ku radości bohaterki, ale też z pewną dozą rozczarowania, ponieważ Reg nie wie czym jest i w jaki sposób znalazł się na krawędzi Otchłani.

Jako zawiązanie fabuły jest to całkiem typowe, może nawet trochę rozczarowujące w tym, jak małą część świata przedstawionego ukazuje. Zapoznaje z bohaterami, wyjaśnia, o czym to będzie, ale jeśli chodzi o treść jest tu relatywnie niewiele, zresztą serial Made in Abyss, wzorując się na mandze, zapowiada się na opowieść o spokojnej narracji. Za to jeśli chodzi o formę, to twórcy się popisali. Na animację w pierwszych odcinkach zawsze idzie większy budżet, ale tu przepiękne są również tła i podpatrzone w mandze projekty miejsc, artefaktów i fantastycznych stworzeń. Robią to ludzie, którzy znają się na rzeczy, co można też poznać po dopracowanych cieniach, efektach świetlnych i pomysłowym użyciu filtrów.

Muzyka też jest cudna, stosowana z umiarem, ale bardzo umiejętnie. Dynamiczne fortepianowe i skrzypcowe solówki ładnie pasują do scen akcji, ale w przeciwieństwie do typowej muzyki „pod akcję” nie chowają się w tle, co jednak w żadnym razie nie przeszkadza. Kilka najważniejszych scen z kolei stawia na melancholijny wokal, który doskonale podkreśla oniryczność miejsca akcji. Nade wszystko klimatyczność – taki priorytet zdawał się przyświecać twórcom, i na razie bardzo dobrze im to wychodzi.

Leave a comment for: "Made in Abyss – odcinek 1"