Nana Maru San Batsu – odcinek 1

Właśnie rozpoczyna się nowy rok szkolny, a to oznacza, że wszystkie kółka zainteresowań i szkolne kluby rzucają się na pierwszaków jak szczerbaty na suchary. Większość uczniów w ogromnej ofercie pozalekcyjnych zajęć znajdzie coś dla siebie, ale zawsze trafi się jakiś rodzynek, który nijak nie będzie potrafił znaleźć czegoś dla siebie. W Nana Maru San Batsu owym rodzynkiem jest Shiki Koshiyama, niepozorny mól książkowy. Jednak w liceum jest kółko, gdzie nawet tak wycofana i mikra jednostka może zabłysnąć – to kółko miłośników quizów! Jego energiczny przewodniczący, Gakuto Sasajima, zrobi wszystko, by przyciągnąć nowych członków. Co prawda Koshiyama nie jest przekonany do takiego sposobu spędzania czasu, bo kto chciałby siedzieć po lekcjach, żeby rozwiązywać testy, ale udział w miniturnieju wiedzowym udowodni mu, że może to być całkiem ekscytująca rozrywka, na dodatek wprost stworzona dla niego! A jakby mało było mu uznania innych uczniów, jest jeszcze śliczna koleżanka z klasy, Mari, która dosłownie pali się do tego, żeby zapisać się do kółka.

 

 

Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się, że Nana Maru San Batsu okaże się tak sympatycznym i przyjemnym anime, zwłaszcza jeśli jest się fanem serii sportowo-turniejowych. Tymczasem pierwszy odcinek udowodnił, że quizy to całkiem wciągająca rozrywka, wcale nie gorsza od piłki nożnej czy go. Podobało mi się, że twórcy nie zrobili z głównego bohatera jakiegoś geniusza-odludka, ale w bardzo sensowny sposób wyjaśnili, skąd wzięła się jego rozległa wiedza i dlaczego nie należy do osób będących duszą towarzystwa. Poza tym, co tu dużo mówić, Koshiyama jest uroczy i sympatyczny, chociaż bardzo zakompleksiony. Równie interesująco prezentuje się także reszta obsady – pewna siebie Mari, wyraźnie uwielbiająca quizy, oraz mający na ich punkcie fioła Sasajima. Cóż, na razie dostaliśmy raczej typowe, ale sprawnie zrealizowane wprowadzenie, które zdecydowanie zachęca do sięgnięcia po ciąg dalszy. Tym bardziej, że również oprawa audiowizualna napawa optymizmem.

 

Martwią mnie tylko dwie rzeczy. Po pierwsze, tragiczna gra seiyuu Mari – Umika Kawashima jest zielona niczym szczypiorek na wiosnę i chociaż głos ma ładny, zupełnie nie potrafi grać. Nieważne, jakie emocje towarzyszą wypowiedziom Mari, ponieważ i tak zawsze brzmi nijako. Drewno, to słowo najlepiej oddaje rozmiar katastrofy. Po drugie, w założeniu jest to anime turniejowe (a przynajmniej tak wygląda), w czołówce zaś widzimy naprawdę pokaźne stado postaci – nie mam pojęcia, jak twórcy chcą ich wszystkich upchnąć w dwunastu odcinkach razem z jakąś sensowną fabułą. Jakkolwiek anime zapowiada się sympatycznie, z daleka zalatuje reklamą mangi…

Leave a comment for: "Nana Maru San Batsu – odcinek 1"