Dies Irae – odcinek 0

To nie tak miało być.

Miałem konkretne oczekiwania w stosunku do tego – miały być cycki, jatka, miało to być bez sensu, ledwo animowane i paskudne. Niech czytelnik sam oceni, czy były to wygórowane oczekiwania, ja uznaję, że nie – były jak najbardziej stosowne i sprawiedliwe, więc jaki zły bóg sprawił, że zobaczyłem co zobaczyłem?

Odcinek zerowy Dies Irae został poświęcony w całości na origin story rozszalałych nazistów z magicznymi mocami, z którymi będzie się tłukł protag i jego harem. Po co? Dlaczego? Tym, co trzeba wiedzieć o rozszalałych nazistach z magicznymi mocami, jest że są rozszaleni (pokazujemy, jak mordują ludzi), że są nazistami (mundurki itepe), i że mają magiczne moce (czyli wokół pentagramy, ognie piekielne). Nic nadto nie potrzeba, więcej – nie powinno się. Życie mija, nieuchronnie zbliżamy się do śmierci, a czas, który nam pozostał zużywamy na oglądanie origin story rozszalałych nazistów z magicznymi mocami (gorzej: zajawkowanie origin story rozszalałych nazistów z magicznymi mocami), gdy moglibyśmy w tym samym czasie na przykład oglądać jakieś durne anime z cyckami i jatką.

Być może zgryzota mnie pokonała i to tylko ja nie dostrzegam oczywistej konieczności, aby ta opowieść została opowiedziana; pozwolę więc ocenić czytelnikom. Jaka więc jest owa origin story, jak naziści stali się rozszalali i umagicznieni? Otóż: na skutek dyskusji, długotrwałych rozmów, jakie toczą przechadzając się korytarzami. Ich szef – Reinhard, kocha bardzo III Rzeszę i chciałby dla niej dobrze. Łazi za nim podejrzany umagiczniony typ i mu prawi „A może by tak umagicznić? A może by tak się rozszaleć?”. Duma Reinhard, duma, spacerują w zapętlonej animacji, życie mija. Moment tłuką się bez sensu z kimśtam, parują gołe pięści mieczem, zawsze coś, ale znowu zaczynają łazić, dumać, że może by umagicznić, rozszaleć, a może i nie. To co ja tu piszę, to jest nawet składniejsze niż teksty w samym odcinku, bo tam to wszystko rozwodnione, co pół zdania sprawiedliwość, duma, miłość, honor, moje serce siakie owakie…

Seiyuu też się wczuwają w beznadzieję odcinka, brzmią jak obsługa kasy w Urzędzie Skarbowym. 19 minut trwa ta udręka, aż staje na tym, no kto by się spodziewał, żeby umagicznić, rozszaleć się, są płomienie, mordują sowietów wkraczających do Berlina, jest jatka, cycki, ledwo animowane i paskudne, ale tego ile, z 1 minuta? Nie wiem, co jest mi bardziej, smutno czy nudno, w ogóle mniej wiem, niż przed seansem, bo wcześniej wiedziałem, kto by mógł to oglądać, a teraz już nie wiem.

Comments on: "Dies Irae – odcinek 0" (1)

  1. ビムベル said:

    Cieszy mnie, że za zajawki do Dies Irae zabrał się Tablis.

Leave a comment for: "Dies Irae – odcinek 0"