Dies Irae – odcinek 2

Za trzecim razem uznałem, że na trzeźwo się nie da. W związku z tym to nie jest tak, że z Dies Irae nie wiążą się dobre wspomnienia. Przeciwnie – Paulaner Hefe-Weissbier Naturtrüb to piwo sycące, ale zarazem orzeźwiające dzięki delikatnej kwaskowatości, która przywiodła mi na myśl owoce cytrusowe.  Jeszcze podkreśla to jego piękna pomarańczowa barwa, w połączeniu z lekko goździkowym, korzennym zapachem idealnie wpasowująca się w jesienny okres. Życie nie składa się jednak z samych przyjemności, ba, co poniektórzy pomyleńcy z własnej nieprzymuszonej woli nie dość że oglądają, to jeszcze tracą czas na opisywanie opadów japońskiego przemysłu anime. I jak tu niektórych zrozumieć…

Pierwszą rzeczą, na którą warto zwrócić uwagę, jest że protagonista, czegokolwiek by nie powiedział, brzmi jak 40-latek zniszczony życiem. Krótkie spojrzenie na listę płac ujawnia, że gra go 44-latek. Czy zniszczony życiem? Skoro musi grać w takich rzeczach, pewnie tak. Poza tym, skoro już go zatrudnili, to zapewne musiał oglądać ten serial, i to wielokrotnie, co na pewno nie pomogło. Drugą istotną rzeczą jest, że nadal do diabła kompletnie niczego nie rozumiem. Przyczyny tego stanu rzeczy mogą być dwojakiego rodzaju. Pierwszą może być Paulaner. Drugą – że scenarzyści to skończeni idioci.

Postacie najpierw znajdują w śmieciach nazistowskiego księdza, z którym idą do kościoła gadać o niczym, po czym z mroku wyłania się tajemnicza postać, która na pewno nie jest – PODKREŚLAM – na pewno nie jest, rywalem protaga, z którym tłukł się w poprzednim odcinku. Protag idzie spać, po czym we śnie, albo i nie, zabija przypadkową dziewuchę w parku, albo i nie. Przychodzą naziole i się z nim tłuką. -„O, Frau Motteschmetterling, ja bym go chętnie zabił, bo tak!”  – „Więc go zabij, albo i nie, Herr Majorze Flohkakerlakeregenwurm!” Wpada jakaś nowa narodowa socjalistka. – „Wy go tu nie zabijajcie, bo nie można, tak kazał Kapitan Wespemückefliegebien…” nieważne, nie po to wygraliśmy wojnę, żeby musieć słuchać tego germańskiego bełkotu. Naziole czegoś chcą od protaga, do tego się to chyba sprowadza. W związku z tym zapisali się do jego klasy w liceum. Aha.

Ale to nie jest tak, że to zła adaptacja visual novel. To idealna adaptacja – ledwo animowane sylwetki przewijają się na pomijalnych tłach i gadają w nieskończoność. Naprawdę czujesz się, jakbyś w to grał, tylko klikać nie trzeba, więc łatwiej się żłopie Paulanera. Polecam!

 

Leave a comment for: "Dies Irae – odcinek 2"