Evil or Live – odcinek 1

Cóż, jak Chiny długie i szerokie uzależnieni od Internetu młodzi ludzie to problem naprawdę poważny. Nie raz, nie dwa zbyt długie przesiadywanie przed komputerem skończyło się bowiem tragedią. Jeden z komiksów internetowych postanowił zaproponować rozwiązanie… dosyć drastyczne. Postanowiono bowiem stworzyć elitarny (pff) ośrodek dla małoletnich internetoholików, potocznie zwany szkołą, a w praktyce nie różniący się szczególnie od poprawczaka czy wręcz więzienia o zaostrzonym rygorze (przemoc i poniżanie obecne… brakuje chyba tylko gwałtów… chociaż kto  wie). Dyscyplina dyscypliną, ale serio, robienie z dzieciaka mięsa mielonego przy pomocy pałki policyjnej już na dzień dobry? Trochę… um… no tego. Poza tym wygląda na to, że prócz babsztyla w obcisłym wdzianku oraz naczelnika więzienia… przepraszam, dyrektorki i wicedyrektora o skłonnościach sadystycznych z równie inteligentnymi przydupasami, kadra pedagogiczna ma niewiele do zaoferowania.

Główny bohater, Hibiki (w japońskim dubbingu), spędza przed komputerem całe dnie, a czasami nawet i noce, jest agresywny wobec matki i nie chodzi do szkoły. Rodzicielka postanawia więc pozbyć się pasożyta i zgadza się na przymusowe przeniesienie go do wyżej wymienionej placówki. Na miejscu chłopak początkowo niezbyt kontaktuje z rzeczywistością, a potem bardzo niezdarnie się buntuje. Cóż, nie ma chyba co owijać w bawełnę – Hibiki jest nie dość, że głupi, to jeszcze skrajnie naiwny i wyjątkowo arogancki, a przez to wybitnie antypatyczny. Z resztą jest niewiele lepiej, bo tłum współwięźniów to na razie morze statystów, o „nauczycielkach” pisałam powyżej, a jedyny wyróżniony z tłumu, niejaki Shin, to socjopata i manipulant. Nie no, zapowiada się naprawdę fajnie…

I w tym akapicie przychodzi zadać sobie pytanie: czy Chińczycy kiedykolwiek stworzą oglądalne anime? Jak na razie każda kolejna produkcja daje jasno do zrozumienia, że przed animatorami z Państwa Środka droga długa, kręta i wyboista… Bo ja jestem jeszcze w stanie przetrawić, że coś może być wyjątkowo durne i naiwne, i że kończy jako niezamierzona komedia. Gorzej jeśli dostajemy rzecz, która jest nie tylko głupia, ale i niesamowicie pompatyczna, a przez to po prostu pretensjonalna. Takie jest właśnie Evil or Live. O miernych próbach wstawienia tutaj scen komediowych nawet nie będę wspominać…

Hm, to może chociaż oprawa techniczna jakoś tę serię ratuje? Nie? Ojej… Nie dość, że grafika jest krzywa, a animacja bije rekordy Guinessa w częstotliwości czkawki, to jeszcze z jakiegoś powodu postanowiono dodać wstawki live action wkomponowane w całość bez ładu i składu. Muzyka? Albo nieobecna, albo w tle słyszymy głównie elektroniczną plumkaninę.

W skrócie? Dajcie sobie z tym spokój. Naprawdę nie warto.

Leave a comment for: "Evil or Live – odcinek 1"