Gakuen Babysitters – odcinek 1

Z góry uprzedzam, że nie miałam wygórowanych oczekiwań względem Gakuen Babysitters. Liczyłam na w miarę przyjemne połączenie komedii i okruchów życia, serię do obejrzenia i zapomnienia. Po pierwszym odcinku nie czuję się zawiedziona, ale też na razie nie widzę tu zbyt wielu wabików na potencjalnych widzów. W sensie, anime, których fabuła kręci się wokół opieki nad rozkosznym maluchem, trochę już powstało i niestety dla opisywanej produkcji, całkiem sporo lepszych. Wszystko tutaj jest mocno przeciętne, począwszy od fabuły, a skończywszy na grafice i muzyce, ale może zacznijmy od początku…

Ryuuichi i jego młodszy braciszek Kotarou stracili rodziców w katastrofie lotniczej. W wyniku tego samego wypadku życie stracili syn i córka dyrektorki akademii Morinomiya – między innymi dlatego starsza pani zdecydowała się zaopiekować nieletnim rodzeństwem. Jak jednak informuje chłopców na pierwszym spotkaniu, nie ma zamiaru zajmować się nimi za darmo – Ryuuichi w ramach zajęć pozalekcyjnych musi pracować w „klubie niań”, teoretycznie zwyczajnym kółku zainteresowań, a praktycznie przyszkolnym przedszkolu, przeznaczonym dla dzieci pracowników. Na szczęście do placówki uczęszcza zaledwie piątka maluchów plus braciszek bohatera, Kotarou. Co więcej, chłopak może liczyć na pomoc etatowego pracownika, Yoshihito Usaidy. Mimo propozycji pomocy, Ryuuichi postanawia sam zająć się dziećmi i idzie mu to całkiem nieźle, acz w ferworze obowiązków zapomina o własnym bracie, który ze stresu dostaje gorączki. Dzięki wsparciu nowo poznanego kolegi, Hayato Kamitaniego, bohater szybko dociera z braciszkiem do lekarza, ale kac moralny pozostaje. Dopiero dyrektorka uświadamia mu, że nie musi robić wszystkiego sam i czasem warto poprosić kogoś o radę i pomocną dłoń.

 

 

Tak w skrócie prezentuje się fabuła pierwszego odcinka. Cóż, były tu momenty niezłe i zaskakujące, jak bardzo rozsądna przemowa starszej pani oraz dużo słabsze, w rodzaju sprintu do pobliskiego szpitala. Z jednej strony, jakimś wyjaśnieniem jest fakt, że Ryuuichi to jeszcze dzieciak (ostatnia klasa gimnazjum), z drugiej naprawdę dziwię się, że przynajmniej Kamitani nie pomyślał, żeby po prostu powiedzieć swojej mamie, co się dzieje. Pominę milczeniem pomysł na szkolny klub, którego celem miałaby być opieka nad bardzo małymi dziećmi – na miejscu rodziców w życiu nie zostawiałabym tam malucha na choćby piętnaście minut. Ale albo przyjmiemy zaserwowany koncept bez szemrania, albo nie ma większego sensu brać się za anime. Na plus zaliczyłabym przedszkolaki, bardzo żywiołowe i urocze, ale nie odrealnione, a także dojrzałych i w miarę rozsądnych dorosłych (chociaż trudno traktować śpiącego w pracy Usaidę jako wzór opiekuna). Główny bohater to dobroduszny i uczynny młody człowiek, obdarzony złotym sercem – trochę ciepła klucha, ale daje się lubić. O Kotarou trudno na razie napisać coś konkretnego, poza tym, że na razie kreowany jest na dziecko idealne – prawie nie płacze, potrafi przesiedzieć grzecznie kilka godzin i jest najspokojniejszym przedszkolakiem pod słońcem (nie czarujcie się, takie dzieci nie istnieją).

Najsłabszym elementem anime jest grafika, najwyżej przyzwoita, chociaż braki budżetowe widać gołym okiem. Tła i kolorystyka są tak ubogie, że aż żal patrzeć. Nieco lepiej wyglądają projekty postaci, uproszczone, ale w sumie przyjemne dla oka – chociaż trochę razi mnie nadmierne przerysowanie proporcji w projektach dzieci. Animacja jest bardzo oszczędna, co widać już w openingu, niespecjalnie porywającym. Nie ma co się czarować, pod względem technicznym jest biednie i nie ma szans, żeby było lepiej.

Na razie Gakuen Babysitters nie zachęca jakoś specjalnie do seansu. Może nie ma jakichś strasznych wad, ale razi wyłażąca zewsząd nijakość. Jako okruchy życia produkcja jest nudnawa, a jako komedia średnio zabawna. Poza tym osoby które miały bądź mają trochę kontaktu z dziećmi z pewnością wyłapią sporo drobiazgów, z powodu których niejedna niania straciłaby pracę. Mam jednak nadzieję, że twórcy nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa i ostatecznie seria okaże się przyjemnym patrzydłem, chociaż odrobinę podnoszącym poziom endorfin.

Leave a comment for: "Gakuen Babysitters – odcinek 1"