Hakumei to Mikochi – odcinek 1

Nie spodziewałam się, że Hakumei to Mikochi okaże się trudne do zajawkowania, ponieważ najchętniej streściłabym seans w dwóch słowach: przeurocze, oglądajcie! Natomiast opowiedzenie fabułki podzielonego na dwie części odcinka może mu tylko zaszkodzić, ponieważ żaden opis owego uroku odpowiednio nie odda. Dla formalności jednak: część pierwsza poświęcona jest wyprawie dwóch malutkich bohaterek, mieszkających w domku na drzewie, wysoko w góry, by spotkać tam legendarnego ptaka, który spełnia życzenia; część druga wyprawie zakupowo-turystycznej do zupełnie odmiennego klimatem, gwarnego miasta portowego. Hakumei, która chyba od niedawna mieszka u miejscowej i lubianej Mikochi, ma dzięki temu okazję poznać okolicę. My z kolei poznajemy dziewczęta – warto podkreślić, że wbrew pozorom nie są one małoletnie, co mi się od razu spodobało: Hakumei jest bardziej żywiołowa i odważna, i trochę z niej głodomór, a nieco bardziej poważna i ostrożna Mikochi ma słabość do szlachetnych tkanin i świetnie zna się na gotowaniu. Ale to tylko raptem dwa wyabstrahowane rysy na osóbkę, warto obejrzeć odcinek i poznać je bliżej osobiście.

Graficznie jest prześlicznie i przeuroczo, mimo że sporo momentów oszczędzania, ale bardzo eleganckiego, z wyciętymi kadrami na tle nieruchomych plansz, nieraz z efektem czerpanego papieru. Przy tym kolorystyka, szczegółowość rysunku zarówno w przypadku leśnej zieleni, jak i przypominającego chińską dzielnicę miasta nie pozostawia nic do życzenia; takoż projekty postaci i animacja małych ludków (trudno znaleźć właściwe określenie na nie, bo krasnoludki zupełnie nie pasuje) czy gadających zwierząt. A wszystkie krajobrazy są po prostu prześliczne!

 

Aktorki głosowe brzmią bardzo dobrze i bardziej dorośle, niż mogłam się spodziewać po projektach postaci – w ogóle byłam nastawiona na coś bardziej dziecinnego i cieszę się, że tak nie jest, bo mimo wysokiego stężenia urokliwości i słodkości nie nudziłam się, a z przyjemnością chłonęłam dużą dawkę miłych wrażeń. Zarówno wydarzenia, jak i relacje są bowiem przedstawione w sposób bardzo naturalny, i to jest wielki plus. Do tego dochodzi również oszczędnie stosowana, ale świetnie dopasowana muzyka, w tym piosenka (szanta), wreszcie bardzo fajny, nienachalny humor i esdeczki. Razem wziąwszy, nie ma co opowiadać, to trzeba zobaczyć!

Leave a comment for: "Hakumei to Mikochi – odcinek 1"