Hugtto! Precure – odcinek 1

Hana, lat trzynaście, która właśnie przeniosła się do nowej szkoły, bardzo chciałaby być poważna i dojrzała. Zamierza też zrobić jak najlepsze wrażenie na swoich kolegach – ale to nie takie proste, gdy najpierw krzywo przystrzyga grzywkę, potem się spóźnia, na koniec zaś spektakularnie wywala się na oczach wszystkich. Jej opinia osoby, którą ponad wszystko cechują optymizm i entuzjazm, zostaje w ten sposób ugruntowana, chociaż wszystko wskazuje na to, że będzie raczej lubiana, nawet jeśli nie traktowana zbyt poważnie.

  

To wszystko jednak blednie w obliczu dziwnych zdarzeń – wieczorem do jej pokoju wpada z nieba malutkie dziecko, Hug-tan, w towarzystwie wygadanego chomika Harry’ego. Wprawdzie nie zostają długo, jednak następnego dnia pojawiają się znowu, w znacznie mniej sympatycznych okolicznościach, gdy po szkole grasuje tajemnicy potwór nasłany przez jeszcze bardziej tajemniczą korporację. Cóż, czas na debiut najnowszej wojowniczki: oto Cure Yell, pełna energii czirliderka gotowa walczyć o świetlaną przyszłość!

 

 

W ten sposób rozpoczynamy piętnastą serię z cyklu Precure i witamy trzynastą ekipę magicznych dziewcząt… Czy ta trzynastka będzie szczęśliwa? Jeśli przeszłe serie mnie czegoś nauczyły, to tego, że trzy odcinki daleko nie wystarczą, by wystawić chociażby wstępną diagnozę, zawsze jednak da się zauważyć pewne tendencje. W tym przypadku pierwszą rzeczą, jaka może się rzucić w oczy, jest to, że Hug-tan i Harry bardzo, bardzo przypominają Chiffon i Tarte z Fresh Precure!. Jeśli okazałoby się, że dla odmiany dostaliśmy maskotkę z konkretniejszym charakterem, byłabym zadowolona. Niepokoi mnie natomiast troszeczkę ten motyw „przyszłości”, głównie dlatego, że obawiam się powtórki dających różne umiejętności kostiumów z Happiness Charge Precure!, które bardzo mi się nie podobały. No, ale nie ma sensu kontynuować tej wyliczanki, chociaż na pewno byłoby to możliwe (widać chociażby pomysły zaczerpnięte z Yes! Precure 5), ponieważ w przypadku Precure nie jest istotne ile i jak dana seria ściąga, tylko czy jest dobra.

 

Po stronie plusów zapisałabym rodzinę Hany – oby nie straciła na znaczeniu z biegiem serii, a także reżysera. Jun’ichi Satou, który reżyserował między innymi Aria the Animation, Tamayura oraz Amanchu!, daje nadzieję na ładne „wypełnienie” serii okruchami życia i odpowiednim ładunkiem emocjonalnym. Na razie Hugtto! Precure jest też bardzo ładnie kadrowane i nieźle rysowane, chociaż tu akurat spadki formy są praktycznie pewne. Jeśli chodzi o samą Hanę, to z dwojga złego preferuję tym hiperaktywny niż ofiarę losu, zaś pozostałe dziewczyny, które już się przelotnie pokazały, także sprawiają nie najgorsze wrażenie. Co zatem po stronie minusów? Nie przekonuje mnie złowroga korporacja, no i zdecydowanie nie cieszy mnie gaworzący bachor na pierwszym planie. Najgorzej jednak oceniłabym… muzykę, a właściwie piosenki w czołówce i przy napisach końcowych, których po prostu źle się słucha.

 

 

Nie da się też ukryć, że seria następująca po świetnym Kirakira Precure à la Mode ma bardzo, bardzo pod górkę, jeśli chodzi o zdobycie mojego zainteresowania i sympatii. Ale nie da się też ukryć, że będzie miała na to cały rok, więc wszystko jeszcze może się zdarzyć. Na razie jednak zobaczmy, co przyniosą najbliższe dwa odcinki.

Leave a comment for: "Hugtto! Precure – odcinek 1"