Caligula – odcinek 3

Odcinek trzeci skupia się na Mifue Shinoharze, która nadal krąży po mieście w poszukiwaniu matki. Ostatecznie trafia w bardzo nieoczywiste miejsce – na organizowane w jednym z centrów handlowych sekretne przyjęcie „dziewcząt słodkich jak ze snu”. Jego organizatorka, SweetP (gra słów, będąca nawiązaniem do słodkości i pachnącego groszku), obiecuje, że na sekretnym przyjęciu poznać można wszystkie sekrety… Widzowie wiedzą od samego początku, że Mifune, która zaczęła sobie zdawać sprawę ze sztuczności otaczającego ją świata, została zwabiona w pułapkę, jednak przebieg samej herbatki i wieńcząca ją konfrontacja okazują się naprawdę zaskakujące.

  

Poza tym scenariusz odkrywa kolejne karty dotyczące świata przedstawionego – poznajemy grupę osób nazywających się Ostinato Gakushi (Muzycy Ostinato), które wzięły na siebie chronienie spokoju Möbiusa, czyli świata stworzonego przez μ. Oczywiście poprzez eliminowanie jednostek, które zaczynają sprawiać kłopoty i próbują się „wybudzić” ze snu o powszechnej szczęśliwości. Z kolei Ritsu ma w tym odcinku mniejszą rolę – wędruje po mieście i analizuje zebrane dotychczas informacje, po czym dochodzi do raczej oczywistego wniosku i zgłasza się do Shougo.

Patrzę na ciebie, Persono 5! Trzeci odcinek potwierdza moją obserwację, że Caligula o wiele lepiej radzi sobie zarówno z konstruowaniem fabuły, jak i kreowaniem klimatu. W kwestii tego drugiego, sceny herbatki doskonale stopniowały narastającą upiorność dekoracji, zaś mocnym kontrapunktem była obecność także zaproszonej blogerki Naruko, niezdolnej (jeszcze) do zauważenia, że coś jest nie tak. Poza tym nadal jest coś w kadrowaniu i oświetleniu, co nadaje temu anime charakter – pewien chłód i dystans, podkreślające wyobcowanie bohaterów. W kwestii fabuły naprawdę podoba mi się dawkowanie informacji, na tyle oszczędne, że nie zanudza widza detalami nie do zapamiętania, ale na tyle przemyślane, że to, co wiemy, zaczyna się układać w spójny obraz. Warto też zauważyć, że to, co może się wydawać przedwczesnym zdradzeniem przyszłych wydarzeń (jak w przypadku herbatki i Ostinato Gakushi) ostatecznie okazuje się podsunięciem widzowi wiedzy, która będzie później potrzebna, co pozwala uniknąć później potknięć tempa i wtrąceń wyjaśniających, o co chodzi.

Po trzech odcinkach bardzo zdecydowanie polecam tę serię, szczególnie osobom, które mogły się obawiać, że będzie to kolejny tytuł z gatunku „mrok, cierpienie i perwersja”. O dziwo, Caligula potrafi trzymać dawkowanie dramatu i pokazywanie „mrocznej strony ludzkiej duszy” pod kontrolą i nie przekracza granicy, za którą tego typu elementy mają już tylko wartość szokową lub niezamierzenie komiczną. Na wszelki wypadek przypomnę jednak, że zajawka to nie recenzja – akurat w przypadku takiej serii jedna czy dwie niefortunne decyzje fabularne mogą poważnie zmienić ocenę końcową. Inna rzecz, że na razie nic nie wskazuje na to, by takowe miały nastąpić.

Leave a comment for: "Caligula – odcinek 3"