Gurazeni – odcinek 2

Mam poważny problem z opisaniem drugiego odcinka, bo chociaż obejrzałam go w skupieniu i udało mi się nie zasnąć, cały czas odnoszę wrażenie, że nie wydarzyło się podczas niego nic godnego uwagi i w sumie niewiele różnił się od pierwszego. Pamiętam jak przez mgłę, że Natsunosuke jak zawsze zajęty był studiowaniem zarobków rywali i nawet rozmawiał na ten temat z jednym z trenerów, który stwierdził to, co już wiemy – Bonda świetnie radzi sobie z przeciwnikami zarabiającymi mniej niż on, podczas gdy dobrze płatne gwiazdy zupełnie wybijają go z rytmu. Jest to problematyczne o tyle, że weszło zawodnikowi Pająków w nawyk. Z tego też powodu nie zalicza się on do składu podstawowego, ale pełni rolę rezerwy. Gdzieś tam pałęta się także kolega z drużyny i najlepszy przyjaciel w jednym, któremu dla odmiany sen z powiek spędza brak zwycięstw. Przynajmniej widać, że liczy się dla niego coś więcej niż kasa…

 

 

Ponownie było nudno i nijako, dominowały monologi wewnętrzne, tak jakby twórcy, chcąc zaoszczędzić na animacji, postanowili ograniczyć ruchy ust bohaterów do minimum. To samo tyczy się rozgrywek, pokazywanych wyrywkowo i tak statycznych jak tylko się da. Ale OK, widywałam gorsze graficznie rzeczy, tyle że w przeciwieństwie do Gurazeni opowiadały jakąś ciekawą historię i zazwyczaj miały sympatycznych bohaterów. Tymczasem opisywane anime pod obydwoma względami leży i kwiczy, bo ile można słuchać o rocznej pensji tego czy tamtego gracza lub obserwować Bondę, który zanim rzuci, musi przeliczyć, czy w ogóle ma szansę wygrać z danym zawodnikiem. Serio, nie oczekuję, że w każdym anime sportowym będzie stadko ideałów nastawionych na fair play i zwycięstwo, ale koleś pozbawiony ambicji, za to chełpiący się tym, że odsyła z boiska wyjadacza, którego sława już przygasła lub niszczy karierę młodzika, to żadna atrakcja. Zresztą niechby miał ten parszywy charakter, liczył forsę i zacieszał z kolegów, którym się nie powiodło, ale przy okazji wykazywał się odrobiną ambicji, a nie był małym żałosnym oportunistą. Główny bohater kocha pieniądze i wszystko wskazuje na to, że tylko one go interesują. Problem polega na tym, że nie robi nic, by zarabiać ich więcej – serio, dziwię się, że z takim podejściem nie wyleciał jeszcze na zbity pysk, tym bardziej, że zapewne nie jest jedynym leworęcznym miotaczem w Japonii…

Cóż, tak naprawdę jedyną poprawą względem pierwszego odcinka było dorzucenie kilku dialogów więcej i rozdzielenie monologów między bohaterów innych niż Bonda. Niestety cała reszta to porażka – bohaterowie to nadal kłody drewna, anime jest o niczym, a tak nieatrakcyjnie podanego sportu nie widziałam chyba nigdy. Już nawet Dive!! było lepsze. Chcecie dobrego anime o baseballu, obejrzyjcie Majora, chcecie anime z antybohaterem i naciskiem na kasę, jest One Outs. Natomiast o Gurazeni zapomnijcie!

Leave a comment for: "Gurazeni – odcinek 2"